View Single Post
Old 26-10-2011, 11:20   #19
Khan
Junior Member
 
Khan's Avatar
 
Join Date: Oct 2008
Location: Łódź
Posts: 149
Default

Quote:
Originally Posted by Trustno1 View Post
Hej!

Ja bym właściwie mogła i chciała się "podpiąć" pod pytanie Makoty, jako że jestem w podobnej sytuacji. Tzn. podobieństwo polega na tym, że jestem pod koniec studiów, że nie studiuję w rodzinnym mieście i że chcę mieć wilczaka od tak mniej więcej 11 lat. Do tej pory hamował te zapędy fakt posiadania jednego, dość sporego (troszkę większy pseudo-ON) psa, ale że miesiąc temu musiałam odprowadzić swoją 14-letnią Figę do Krainy Wiecznych Łowów, to... cóż, odczuwam głód psa.
Kilka słów o mnie i rys tego, co bym swojemu wilczakowi "zgotowała" - za 1,5 roku, jak dobrze pójdzie, uzyskam tytuł lekarza weterynarii. Studiuję w Olsztynie, jestem z Białegostoku, ale mieszkam w domu z ogrodem. Plan na życie? Praca w terenie, z bydłem, ok 90 km od domu, no i, z początku na pewno, trochę dojazdów, trochę mieszkania "raz tu, raz tam" (w sensie na wsi, gdzieś nad lecznicą, a raz - na razie - w rodzinnym domu), z dalszą perspektywą jakiegoś domu, bo blok odpada.
Więc już w przedbiegach nieregularny tryb życia, z pewnością zaburzony (przynajmniej czasem) rytm dnia i coś czego nienawidzę, a do czego od 4 lat jestem zmuszona - ciągłe podróże i "życie na walizkach" - choć nie jest to coś, co mnie kręci i ogólnie raczej wolę stabilne życie i stanowczo mnie nie nosi. Co nie oznacza, że nie spędzałam całych dni na rowerze, z psem u boku, bo spędzałam i bardzo mi tego brakuje, zwłaszcza, że przez ostatnie lata Figa z racji wieku już nie przejawiała do tego takiej ochoty, jak za młodu.

Na weterynarii nie jestem z przypadku. Przypadkiem do mojego domu 14 lat temu trafiła Figa, jako 2 miesięczny szczeniak, co spełnieniem było mych marzeń (wiecie, pies Cywil, Szarik, no i "O psie, który jeździł koleją") i impulsem, by na poważnie (jak na 10 letnie dziecko) zająć się kynologią. Rzuciłam się na głęboką, jak na tamte czasy, wodę fachowej literatury, Fishera "Okiem psa" cytowałam z pamięci, podobnie jak Desmonda Morrisa książki o behawioryzmie psów i wilków. Plus cała Londona i Curwooda wilczo-północno-romantyczna otoczka traperów i ich dzielnych, pół-dzikich psów.
Także klikerowe i "naturalne" metody wychowania miałam opanowane, gdy wszystkie szkoły w Białymstoku opierały tresurę psa na krzykach, szarpaninie i ogólnej przemocy.
Figa była psem dość trudnym, choć żyjącym całe życie na podwórku (poza ostatnimi 2 latami żywota, gdy była w domu cały czas). Przede wszystkim lękliwym, a przez to czasem agresywnym. Udało mi się jednak być dla niej osobnikiem alfa (na pograniczu z moim ojcem, który o rolę się nie starał a i tak ją miał :P) i w większości przypadków okazywała mi posłuszeństwo. Z pewnością nie ślepe i daleko jej było do ideału o jakim marzyłam, ale jak na wychowanie przez nastolatkę, przy jej trudnym charakterze i słabej socjalizacji (trochę za późno zaczętej i z błędami, jakich teraz bym była w stanie uniknąć), była psem ułożonym. Z pewnością bardziej, niż większość mieszkaniowych, kanapowych psów moich znajomych.
Ale że Figi już nie ma, czego wciąż nie jestem w stanie przyjąć bez ochoty na rozryczenie się, to czas iść naprzód. Bo psy uwielbiam ponad wszystko

Ogólnie psa mam zamiar kupić dla siebie, nie zrzucić go na głowę rodzicom (zresztą - wilczaka by się za bardzo nie dało, prawda?:P). Wyszło jak wyszło z tą wetą, że nie będę zajmować się zawodowo raczej (bo nigdy nie wiadomo na pewno) psami, a bydłem, co nie zmienia moich zainteresowań. Rower, narty biegowe, długie spacery, pływanie - to jest to, czy zajmuję wolny czas - bardzo chętnie z psem u boku. Mam też ciągoty do zabaw typu Obedience, choć oczywiście na Mistrzostwo Polski nie liczę z wilczakiem (wątpię też, bym miała czas na jeżdżenie po zawodach z jakimkolwiek psem), ale szkolenie było moim podstawowym "konikiem" i z pewnością nie zostawię psa samopas. Z drugiej jednak strony ślepe posłuszeństwo nie do końca mi odpowiada i dlatego zawsze dobrze widział mi się CzW obok mnie.

Jestem też za jasnymi zasadami w stadzie i nie interesuje mnie opcja władzy psa nade mną. Jestem raczej z natury dominująca, również wśród ludzi, konkretna i stanowcza. Nie mam problemów z utrzymywaniem zasad i rygorów. Pies w łóżku spać nie będzie nigdy Maślane oczy i wszelkie rodzaje pozorowanej śmierci głodowej nie działają na mnie przy stole. I tak dalej ;P

Pomyślałam sobie też, że jedyną szansą w ciągu najbliższych lat, na zsocjalizowanie psa, jest ostatni rok studiów. Potem, gdy przyjdzie praca, nie będę miała czasu na szczeniaka - bądź co bądź zawsze bardziej czasochłonnego niż dorosły pies. Także teraz (tzn. za rok) mogłabym zapewnić wilczakowi i tłumy, i inne zwierzęta, i życie w mieście, podróże pociągami czy samochodami, i - przede wszystkim - mój czas dla niego. Jednocześnie są i minusy - pies byłby z dala od domu i rodziców, gdzie w dalszej przyszłości by ze mną mieszkał (i liczyłabym, że jednak byłby w stanie z nimi czasem zostawać), no i problem z samotnością - dużo czasu dla psa to nie 24h/dobę, a nie zawsze mogłabym go brać na wydział (na część wykładów jednak można zabierać psy, więc na pewno bym to robiła).

Noo, rozgadałam się. Ogólnie jak tak Was czytam, to się zastanawiam co Wy za piekielne bestie trzymacie w domach, ale nie mogę powiedzieć, że nie mam dreszczyku na plecach i głosiku w głowie: "też tak chcesz!" ;P A serio - można liczyć na to, że wilczak może być kompanem lekarza terenowego? Na brak problemów się nie nastawiam, ale traktuję to raczej jako wyzwanie i odskocznię od codzienności, która mnie czeka.
I podstawowa rzecz, o czym nie mogę zapominać, bo raz że wciąż jestem na utrzymaniu rodziców, a dwa - planuję z nimi jakiś czas jeszcze mieszkać - czy da się to jakoś tak zorganizować, by wilczak nie zniszczył im życia ;P Oni lubią psy, ale z pewnością nie mają na ich punkcie fioła, więc nie zakładam, że będą ze stoickim spokojem znosić diabła wcielonego pod ich dachem.

Ach, jeszcze jedno. Koty. Jest opcja, żeby nie zjadł chociaż jednego, domowego? ;P


I pytanie do hodowców, gdyż od paru lat nie jestem w temacie, zresztą nigdy aż tak bardzo nie miałam potrzeby się interesowania tym - przy założeniu, że kupuję sukę - jak wygląda sprawa jej rozmnażania? Tzn. hodowca ma prawo żądać ode mnie, że będę ją rozmnażać? A co jeśli tego nie zrobię? Albo np. sukę poddam kastracji? Są tu jakieś zasady, czy to zależy od hodowcy?

z góry dzięki za odpowiedzi, przeczytanie mej przydługiej tyrady, no i przepraszam Makota Ciebie, jeśli masz coś przeciwko temu, żem się podpięła pod Twój wątek

pozdrowienia
Trust


To może lepszy byłby owczarek niemiecki. Chętnie się podporządkuje. Łóżko też nie będzie najważniejsze. Nie trzeba do niego naginać swoich planów życiowych. Można go będzie zostawiać z rodzicami, nie zdemoluje im domu. Poza tym wilczak do ideału nie będzie predystynował.
Khan jest offline   Reply With Quote