Kiedy Lorka miała ok roku były Juwenalia - masy podpitych i podpalonych studentów i "studentów" szwendały się na ulicach. Wracałam z młodą ze spaceru wąską uliczką pełną takich rozbawionych "wesołków". Próbowali ją łapać za ogon, zaczęli rzucać w nią puszkami po piwie... Lorka spojrzała na mnie prawie ludzkim wzrokiem jakby chciała spytać "Co robimy"? Błyskawicznie oceniłam sytuację - wdawanie się z naćpanymi głupkami w jakikolwiek dialog było bez sensu. Wzięłam burą na krótką smycz i powiedziałam zdecydowanie: "Lorka, idziemy!" Sucz przeszła ze mną szybko przez tłum ze wzrokiem utkwionym przed siebie... Nie stawiała sierści, nie atakowała, nie podkulała ogona, choć co chwilę trafiały w nią puszki - po prostu biegła tuż przy mojej nodze lekkim truchcikiem spokojnie ignorując tłum. W domu dostała wielką kość!
Dla mnie test charakteru zdała,
skoro mając 11 miesięcy w sytuacji autentycznej zachowała się tak, jak tylko mogłabym sobie wymarzyć.... Więc po kiego miałabym ją jeszcze przywiązywać do jakiś palików?