VIP Member
Join Date: Sep 2003
Location: Los Dientitos
Posts: 6,856
|
Quote:
Czego uczy sie w Polsce? Czego uczy sie w zyciu codziennym? Tego, ze NIE WOLNO ATAKOWAC... Ze nie wolno sie konfrontowac. Ze nalezy sie wycofywac... A jesli pies czegos bedzie pilnowal to BLYSKAWICZNIE dostanie latke agresora...
|
Większość z nas żyje wśród ludzi, w skupiskach miejskich, miewa gości z dziećmi, spotyka dzieci i moim zdaniem naturalne jest nasze dążenie do takiego wychowania psa, aby mógł w tym środowisku być psem godnym zaufania, by czuł się swobodnie. A to, w przypadku wilczaków, wyklucza zabawy w pozoranta. Celowo nie pisze o ćwiczeniu obrony, IPO, tylko o zabawie z pozorantem (zabawie dla ludzi) bo epizodyczne spotkania z okazji 1-2 obozów rocznie to nie jest jeszcze ćwiczenie obrony. Nie ma tui raczej miejsca na metodyczne wprowadzanie psa na poziom dużego wkręcenia i umiejętnego wyciszenia, pewnie Imbusy wiedza o co chodzi, bo obronę robią regularnie. W przypadku takich obozowych zajęć miałam okazje obserwować psa w sytuacji : „Jedna noga coraz głębiej wchodzi po raz drugi do tej samej rzeki, druga cały czas twardo stoi na brzegu. Albo nogi razem, albo ten szpagat mnie wykończy.”. Schemat w skali roku kalendarzowego wyglądał tak, że pies jedzie na obóz, na ćwiczeniach z pozorantem zaczyna od wycofywania się, z lekcji na lekcję coraz lepiej przyswaja, że ma iść do przodu więc czas namyślania się skraca się widocznie i w końcu pozorant = „atak”. Obóz się kończy, wraca codziennie życie, wystawy, ulice i ludzie chcący podejść, pogłaskać, dotknąć, nie zawsze umiejętnie. Co się dzieje? Pies robi wyskok, może nie z dzikim warkotem ale robi. Jest za to ściągany gwałtownie przez właściciela, jakoś skarcony (w każdym razie właściciel wyraża dezaprobatęJ ), roczek mija, pies przyswaja, ze podchodzący obcy człowiek nie oznacza konieczności wyskoku, po czym zbliża się czas obozu i…da capo al fine Pomijam samodzielne podejmowanie decyzji przez psa w obecności właściciela, ale dla mnie takie psy maja mętlik w głowie i wbrew pozorom tracą na stabilności. Obrony naoglądałam się przez parę lat, zrozumiałam różnice pomiędzy klasycznym ONem a moim psem i tymi Wilczakami, które poznałam. Dlatego nie jestem entuzjastką takiej epizodycznej „obrony”, jaka ma miejsce na obozach. Ale to oczywiście moja prywatna opinia.
Myślę, że to kwestia priorytetów, dla mnie po prostu ważniejszy jest przewidywalny w zachowaniach pies, który widząc biegaczy, rowerzystów, głośna grupę młodzieży czy dzieci, nie widzi potrzeby interwencji, co więcej, uprzejmie zwraca uwagę na to jak ja zareaguję. Lubię mieć pewność, że podchodzące dziecko, znienacka wyciągające rączkę w kierunku cheyowej paszczy jest bezpieczne.
I za żadne skarby świata nie chciałabym sytuacji, gdy pies postanawia kogoś uszczypnąć, bo ten ktoś przechodzi, przejeżdża, zatrzymuje się i zagaduje.
A jeśli takie numery odwala Wilczak po jednym, dwóch obozach to owszem-dziwi nic, że zostaje „agresorem”.
Wydaje mi się, że różnica między czeskimi i naszymi wilczakami leży w ich życiu codziennym, jak pies żyje praktycznie w kojcu i stamtąd wychodzi na ćwiczak, po czym znów wraca do kojca-nikt nie zastanawia się nad jego potencjalnymi reakcjami na zatłoczonej ulicy.
Nie jestem przeciwniczka obrony, sama spróbowałam i doceniam ten sport, doceniam tez bardzo prace na bardzo serio poziomie w celu wyszkolenia pracującego, stróżującego czy obronnego psa. Ale powinny być zachowane dwa warunki: trener wie co robi, umie zarówno pobudzać, jak i wyciszać psa, przeprowadzić pełny proces szkolenia i zachowań pożądanych oraz drugi: jeśli obronę traktujemy jak sport-powinniśmy umieć czytać psa, czy gryzie rękaw na łupowym czy obrończym.
Różnice widać u debiutantów, te „łupowe” widząc latająca szmatkę, gryzak – zdają się nie widzieć za nim człowieka, jest nieistotny, ważny jest cel do upolowania, te drugie uwagę skupiają na człowieku i nie zdarzyło mi się zobaczyć w takiej sytuacji radochy z zabawy.
Quote:
Originally Posted by z Peronówki
I to chyba jest naszym "polskim" problemem - brak takich szkoleniowcow, lub raczej ich niewielka ilosc... I nie chodzi mi jedynie o obrone i strachliwosc...
Generalnie wiele rzeczy u wilczakow bazuje na umiejetnosci czytania psow - "mlodzi" wlasciciele dopiero sie "wgryzaja" i czasem wywazaja otwarte drzwi (lub sami pakuja sie w klopoty). A hodowcy - czesto wiedza niewiele wiecej, a co co wiedza i tak przez internet pomoc nie sa w stanie...
|
Trochę mi to przypomina słowa Pavla, na które się lekko zafochowałam, ale te ponad 5 lat temu nie miałam jeszcze odpowiedzi. Nieprawdą jest, ze mamy z tym problem, każdy z psów które zdają jakiekolwiek egzaminy, startują w zawodach czy pokazach lub po prostu są fajnymi psami, ułożonymi do bezkonfliktowego życia w naszych środowiskach, ma/miał jakiegoś szkoleniowca. Na organizowanych obozach też są szkoleniowcy. Minęły już lata gdy wilczak był jak UFO i gry warowania go uczyło się przez siłowe wyciąganie przednich łap do przodu, bo oporny, albo problemy „agresji” rozwiązywało eksperymentalnie induktorem.
Wystarczy popatrzeć na młody narybek na spacerze, jak ładnie są motywowane, jak się fajnie wzmacnia pozytywne zachowania, jak zapobiega niechcianym. Kilka lat to przepaść w tej dziedzinie i będę „patriotycznie” bronić jak niepodległości, ze tak pogardliwie traktowane przez niektórych nasze „psie szkolnictwo” jest w tej chwili na naprawdę fajnym poziomie.
Z pamięci mogę wypisać listę kilku dorosłych psów, szkolonych Z EFEKTAMI w różnych regionach Polski, w różnych dziedzinach psiego sportu, przez POLSKICH szkoleniowców. Tu naprawdę nie mamy się czego wstydzić.
__________________
Hodowca psów to nie funkcja, to nie zawód i nie nazwa hobby - to tytuł i godność. Trzeba na nią zasłużyć i dobrze piastować.
チェイタン。
|