Nie wiem jak wygląda to w obserwacjach innych właścicieli, którzy przerobili już odległy w czasie wpływ takich przypadkowych dziurek w łapie czy rozkrwawionych nosów, ale w moich obserwacjach psy zapamiętują te nawet przypadkowe rany, zadane podczas zabaw. Niekoniecznie muszą odbywać się te obrażenia podczas ustaleń agonistycznych, tych co widać, że wszystko jest strasznie na serio, żeby psy miały później "coś do siebie" na stałe czy na poważnie. Wiem że się nie da uniknąć wielu z przypadkowych starć, ale warto wiedzieć, jak to będzie przebiegać dalej.
U Wufka i jego przyjaciela z dzieciństwa, malamuta, przyjaźń się skończyła po pierwszej takiej bójce. Udało się psy potem spotykać bezproblemowo, bo najpierw udawały, że się nie widzą, potem jakoś inaczej znajdowały sposób na współbycie, ale nigdy już między nimi nie nawiązała się współpraca i w sporach żaden nie chciał ustępować. Mówiliśmy o nich, że każdy z nich uważa się za "the master of the universe", ale tak naprawdę, to nie umieliśmy im pomóc, by było inaczej. Teraz, myślę, że postąpilibyśmy inaczej. Wtedy najważniejsze było zobaczyć jak to wszystko wygląda bez interwencji. Taki National Geographic w realu. Teraz pewnie dużo byśmy chcieli i umieli naprawić. Bo też warto.

maria i wufi