Zawsze miałam bardzo surowe zdanie na temat udostępniania materiałów oryginalnych, ale ostatnio odbyłam rozmowę ze specjalistą - prawnikiem od praw autorskich i ku mojemu zdziwieniu okazało sie, ze mogę np. LEGALNIE powiesić na platformie Moodle artykuł dla moich studentów, a nawet fragment książki, a ile nie będzie to w celach komercyjnych, tylko edukacyjnych.
Wyjaśnił mi, że jest to kwestia dostępności: trudno oczekiwać od młódych ludzi, aby kupili książkę za 100 czy 200 dolarów aby przestudiować z niej kilkanaście stron. To samo dotyczy wyczerpanych nakładów książek, albo bardzo starych prac. Wtedy publikując dzieło działa się w interesie autora - możliwość udostępnienia zainteresowanym jego poglądów to jakby promocja/propagowanie jego koncepcji, co w rezultacie może zwiększyć sprzedaż jego książki gdyby została np. wznowiona, albo wydana w papierowej okładce - czyli wielokrotnie tańsza. Ekspert wyjaśnił mi, że wbrew powszechnym opiniom to jest główne kryterium legalności/nielegalności. (Choć muszę przyznać, że dla mnie nadal pełne 'odcieni szarości'

)
Nie mowie to naturalnie o plagiacie (przypisywaniu sobie autorstwa) albo ordynarnej kradzieży książek które są dostępne w księgarniach i czasem niewiele droższe od "kserowek".