![]() |
Przedświąteczne refleksje...
Myślę o ostatnich wydarzeniach i nasuwa mi się mało przyjemna refleksja.
W ostatnim czasie sporo się działo w świecie wilczaków, klub, duża ilość miotów, wspaniałe teksty promujące wilczaki na kilku serwisach ogłoszeniowych. Wilczak – pies cudo do wszystkiego, stróżujący, obronny, tropiący, dogoterapeuta jeszcze chwilkę a będzie tańczył i śpiewał. Co ja mówię, przecież tańczące widzimy codziennie gdy o coś proszą, łaszą się, cudownie wręcz płyną nad ziemią w trakcie zabawy a i śpiewa każdy z nich swoją pieśń do księżyca… Owoce już zbieramy. Tragedii Imina, Cara i wielu innych psów jesteśmy winni my wszyscy razem i każdy z nas z osobna. Oburzeni? Zanim ktokolwiek z Was rzuci się do pisania krytyki i mieszania mnie z błotem mam prośbę: przeczytajcie, idźcie na długi spacer z Waszymi burymi i gdy opadną emocje i nadal będziecie chcieli podzielić się swoimi spostrzeżeniami i opiniami chętnie je przeczytam. Zanim zdecydowałam się na Forasa, siedziałam na necie, czytałam wszystko o rasie, o wymaganiach, problemach, inteligencji i o pokorze której uczą. Chodziłam koło tej myśli kilka lat, wydawało mi się że wiem dużo, że sobie poradzę, że moje 40-lat życia to spory bagaż wiedzy i doświadczenia, że 30-lat życia z różnymi psami pod jednym dachem da dobre podwaliny pod dobre relacje z wilczakiem, teoria połączona z praktyką zaowocuje. Wielu z Was zna mojego pyziorka, kontaktowego, nastawionego pozytywnie do ludzi, „gadającego” na wystawie w Łodzi w zeszłym roku. Ufnego i opanowanego nawet w chwili gdy oddawałam go innym, dotychczas nieznanym mu ludziom aby go wystawili. I ten sam malutki pyziorek pokazał mi rogi w pełnej krasie, z dnia na dzień wywrócił mój świat do góry nogami. Sama byłam zaskoczona, bo przecież wiem, że basior dojrzewa psychicznie w wieku 3-4lat, i wtedy jest gotowy do przejęcia stada, że wtedy manifestuje swoją siłę i walczy o pozycję. Wiedziałam, i co z tego? Ta wiedza nie uchroniła mnie przed atakiem mojego psa, psa który ma 3,5roku, psa którego wydawało mi się że znam i wiem jak i na co reaguje, w końcu mojego psa o którego życie walczyłam tyle miesięcy. Teraz z perspektywy wspólnie przeżytych z psem lat, stwierdzam że miałam szczęście. Choroba Forasa i walka o niego, zmusiła go aby mi zaufał, zmusiła do podporządkowania się bo instynktownie czuł, że tylko w ten sposób może przeżyć. Gdy młodemu psu buzowały hormony i dojrzewał nie było problemów z dominacją, z agresją, z próbą sił. Przeszliśmy przez ten okres bez wyskoków, bo on zdrowiał a ja nabierałam sił, po bezsennych nocach i wsłuchiwaniu się w jego oddech albo czy w ogóle oddycha…. Ten sam pies w różnych okresach życia pokazuje różne oblicza. Po pogryzieniu przez inne psy, ten ciapowaty i skory do zabawy pies, długo obserwujący inne psy zanim do nich podszedł i próbował się bawić - stał się agresorem wobec wszystkiego co miało 4łapy, nie miało znaczenia pies, suka czy szczeniak. Najlepszą formą obrony był atak. Mieliśmy szczęście, pomimo że trafiliśmy do szkoleniowca oszołoma, początkowo sympatycznie zapowiadającego się „bajkopisarza”, który jak się okazało preferował metodę „siła razy gwałt” , przecież wszystkie psy się poddawały to i ten się podda. Na szczęście dla nas zwialiśmy z tych lekcji zanim pan przeszedł do realizacji teorii w praktyce. Z tej przygody do dziś pies nerwowo reaguje na mężczyzn w czapeczkach z daszkiem…. W Późnej jeden z hodowców patrząc na Forasa (wtedy cudownego pieszczocha) rzucił mi zadziwiający dla mnie tekst: „On i tak was pogryzie” niestety nie chciał rozwinąć tematu, kwitując to tylko jednym słowem „zobaczycie”. Fakt, zobaczyłam, powiem więcej mocno poczułam. Zadziwia mnie, w tym ferworze walki o rasę, że tak wiele w tym wszystkim niedomówień, półprawd i bicia piany. Nie mówimy o tym co ważne, nie ostrzegamy się wzajemnie o tym z czym możemy się spotkać w trakcie dorastania psa. Zapatrzeni w siebie, w czubek nosa swojego pupila, hodowli itp. popełniamy grzech pychy! Jedni, którzy już przez coś przeszli nie mówią o tym żeby nie zebrać batów, albo w myśl zasady „każdy musi przejść przez to sam”, inni którzy mają wiedzę i mogliby się nią dzielić nie są do tego skorzy. Błędnie zakładamy, że nas to nie dotyczy, mój bury jest cudowny, wyszkolony, nie warczy, nie gryzie, wraca na komendę a nawet przed nią itd. Foras nagle zaczął warczeć, gryźć i walczyć zaciekle ….i tylko chyba on wie o co. Dla mnie najbardziej niesamowity był widok jego oczu, rozszerzonych maksymalnie źrenic… Dlaczego o tym, że pies warczy na długo nie widzianych domowników, o tym że atakuje domowników i właścicieli mówi się szeptem, w kuluarach a nie oficjalnie? Bo to wstyd, porażka? Tak wiem, poniosłam porażkę, nie wyłapałam momentu zmiany w zachowaniu psa, nie byłam dość stanowcza, za mało z nim pracowałam, niewłaściwie szkoliłam. Wiem, że pies nie jest niczemu winien, płacę tylko cenę za swoje błędy. Nasze bure to nie tylko piękne psy ale przede wszystkim niezwykle samodzielne, silne psychicznie i inteligentne stworzenia. Szkoda, że w momencie rozmów o zmianach w charakterze po bonitacji, po ataku pozoranta próbuje się minimalizować problem w psychice psa. Te problemy istnieją i nie są odosobnionymi przypadkami. Wiem też, że nie można generalizować ani wrzucać wszystkich psów do worka „niezrównoważone” ale nie można też piać peanów, że wszystkie są w pełni poznane i niczym nieprzewidzianym nas nie zaskoczą. Żeby nie było wątpliwości, Foras żyje, nie uśpiłam go, nie oddałam do schroniska ani hodowcy, nie wypuściłam go w lesie, nie wystawiłam na allegro, nie uległ nieszczęśliwemu wypadkowi ani ja nie zachorowałam nagle na ciężką odmianę alergii nie pozwalającą mi na dalsze zajmowanie się psem. Po tym co przeszłam zaczynam rozumieć wielu ludzi, którzy nie poradzili sobie z problemami, uśpili psy czy próbują je oddać. Rozumiem choć nie znaczy, że popieram takie metody, bo sama tego nie zrobiłam i nie zrobię. Uważam, że zamiast tracić czas na awantury na forum, może czas zacząć mówić o kłopotach w codziennym życiu, z wychowaniem, dojrzewaniem, posłuszeństwem, agresją czy dominacją. Na początek gdzie szkolić, żeby psu nie zrobić krzywdy takiej jak Iminowi albo piętnować pseudo szkoleniowców jak kto woli, a potem dlaczego z dnia na dzień pieszczoch przeskakuje na psa walczącego o ….no właśnie o co? PS Jestem oburzona na to co dzieje się w temacie Cara. I nie na Dorotę, która w odruchu serca chciała pomóc psu. Nie wiedziała na co się porywa, ale jak wynika z mądrych wypowiedzi na PD inni właściciele i hodowca wiedzieli, że sobie nie poradzi, bo to przecież DOROSŁY SAMIEC i do tego po takich przejściach!!! Dlaczego w chwili gdy pojawił się temat ratujmy Cara, nikt z tych doświadczonych nie zabrał głosu? Dlaczego na forum PD nie było tematu „Dorosły pies i problemy jakie stwarza”, albo „Co gra w duszy dojrzałego uciekiniera” albo czemu wreszcie Ci wspaniali i chcący uchodzić za dobry przykład właściciele suczki po przejściach, nie dzielili się na forum swoimi doświadczeniami, swoją wiedzą? Zabierzcie tą wiedzę i doświadczenie ze sobą do grobu, na pewno będzie im tam wygodnie... Rozparci wygodnie w fotelach, przed monitorami kompów, czekaliście by teraz gnoić tych co się zaangażowali, co mieli ludzkie odruchy i chcieli pomoc psu skrzywdzonemu przez innych ludzi. Chylę czoło przed Waszym dobrym samopoczuciem, przed Waszą odwagą w oczekiwaniu na tragedię. Mnie tej odwagi brakuje, stąd ten wpis. Przeraża mnie lekkość z jaką podchodzi się do tematu, osłabia brak odpowiedzialności i wyobraźni, paraliżuje parcie na hodowlę ludzi, którzy jeszcze niewiele wiedzą o psychice i charakterze swojego psa, jakim wsparciem będą dla nowych właścicieli….. |
Bardzo odważny tekst, Fori.
Czy mogłabyś w takim razie jeszcze rozszerzyć swoją wypowiedź o to, jak Ty sobie poradziłaś z problemem o jakim pisałaś? Jak pracowałaś/pracujesz? Myślę, że to miałoby dużą wartość dla obecnych i przyszłych posiadaczy wilczaków. |
Po ataku, bo rozumiem że to Cię interesuje najbardziej, poczułam się bezradna, zagubiona, przecież nic się nie zmieniło w życiu ani otoczeniu psa.
Dzięki pomocy Bożeny i Mariusza (właścicieli Maxa i Ereshki), cudownych, cierpliwych ludzi, którzy na telefonach siedzieli ze mną długie godziny, podpowiedziom Margo – tresowałam psa. Rozmawiam z nim tylko komendami, dostaje mniej żarcia i tylko z ręki, nie głaskam, nie przytulam, nie ciumkam nad nim. Wszystko co mówię, mówię twardym, niskim głosem, teraz już nie podniesionym. Nie ma mowy o wchodzeniu pod łóżko (to jego azyl zamiast klatki, której nigdy nie miał). Kilka pierwszych nocy spał na podłodze, bo zabrałam mu legowisko. Spędzał na zewnątrz (nie w ogrodzie, bo nie mam) ranki, wieczory i weekendy. Ćwiczyliśmy na mrozie i śniegu po kolana… To co się działo to była i jest terapia szokowa, i nie tylko dla psa. Nie będę ukrywać, że czułam się z tym jak sku….syn. Dlaczego? Bo taki wojskowy dryl jest mi obcy. Ale niestety tak trzeba, bo chwila odpuszczenia, łagodna pochwała, moment zawahania i pies robił krok do przodu aby odzyskać utracone pozycje. Czy chciał zaatakować? Chciał i niestety nie skończył na jednym ataku. Zaatakował kolejny raz, choć byłam czujna, wiedziałam że może to powtórzyć. Miałam przed sobą po raz kolejny dzikie zwierzę, któremu jakiś trybik przeskoczył na walkę o swoje życie – dodam niczym niezagrożone życie. Po kolejnym ataku, w czasie którego mnie przewrócił i jestem mu wdzięczna że się zatrzymał, że nie próbował mnie zagryźć podjęłam decyzję o kastracji. Po zabiegu i 10dniach pilnowania żeby się nie lizał, nie wygryzł szwów, i ludzkich odruchach głaskania pysia, bo to narkoza, bo zabieg, bo swędzi - pies się zebrał i do jak na razie ostatniego ataku, ale tym razem się poddał, oddał mi tron i pokazał brzuch... Czy mu ufam? Tak, gdy jesteśmy sami w 50%, gdy są dzieci, osoby postronne moje zaufanie spada do 10%. Co będzie dalej? Nie wiem, czas pokaże…. |
Dzięki za to uzupełnienie.
Teraz już jest że tak powiem - "komplet"; zasygnalizowanie problemu i sposób na poradzenie sobie z nim. Pozdrawiam i życzę sukcesów i spokoju. :) |
Fori, chylę czoła :klatsch
|
Fori, a czy mogłabyś spróbować napisać co się działo tuz przed? Jakieś znaki, które zignorowałaś? Sytuacje, które mogły wskazywac na taki, a nie inny rozwój wypadków? Sorry, że męczę ale kompletnie nie umiem sobie tego osadzić w ciągu przyczynowo-skutkowym.
Dobrze, że wychodzicie na prostą, trzymamy kciuki. |
Quote:
|
Witam, jestem potencjalną przyszłą właścicielką CzW i chciałam Ci Fori podziękować za ten szczery tekst.
Jestem na etapie przemyśleń: czy na pewno ta rasa nadaje się dla mnie albo raczej czy ja nadaję się na właściciela. To sporo wnosi w przemyślenia takiego nowicjusza jak ja. Tym bardziej, że czytając WD nie znajduję takich historii. Aby mieć pełny obraz, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam, czy był jakiś powód tych ukierunkowanych na Ciebie agresji? czy po prostu pies nagle stał się taki "dominujący", bez powodu? no i w związku z tym tematem takie pytanie do ogółu, czy faktem jest że psy tej rasy często wykazują takei zachowania, chęć zyskania wyższej pozycji. Można go szkolić, socjalizować, dawać z siebie wszystko, traktować jak przyjaciela, a on i tak mając ok.3 lata, odważy się na atak, by zdominować właściciela? a sukami jest podobnie? Fori -na koniec życzę dalszych sukcesów w szkoleniu :) |
Ciąg przyczynowo-skutkowy na przestrzeni lat przedstawiłam powyżej. Szczegółowa analiza błędów jeszcze przede mną. Na publiczną psychoanalizę mojej osoby, popełnionych przeze mnie błędów się nie zgadzam. Dlaczego? bo nie jestem jedynym właścicielem, który miał/lub ma problemy z doroslym samcem a Foras nie jest jedynym psem, który takie problemy stwarza/stwarzał.
Ja napisałam otwarcie, miałam problemy, rozwiązuję je w następujący sposób. Czy widzisz chociaż jeden wpis "przeszliśmy przez to samo" albo "u nas się tak zaczyna", albo "nas nie atakuje ale innych ludzi stara się zastraszyć"? Myślałam, że będzie otwarta rozmowa, że chociaż raz będzie inaczej ale...niestety jest jak zwykle. Nie mam nic więcej do dodania, zaczyna się weekend czyli czas na życie w lesie.... |
Quote:
Quote:
Jak Astarte miała zły wynik ekg zadałam pytanie na forum z czym to się je, gdzie mogę szukać pomocy itp. Owszem były pomocne odpowiedzi, ale był też telefon od Grzegorza który dzwonił by dowiedzieć się, czy to co słyszał od paru osób jest prawdą, że pojawił się wilczak z genetyczną wadą serca i czy chodzi o moją sukę bo tak słyszał. Wtedy też po rozmowie z inną osoba na privie doszłam do wniosku, że to co może zostać wykorzystane przeciwko Tobie, hodowcy bądź przeciwko komukolwiek innemu lepiej zachować dla siebie lub dyskutować o tym z osobami do których ma się zaufanie. Ja nigdy nie mówię, że Astarte to mega dobrze ułożony wilczak, dogoterapeuta i cud miód i orzeszki, bo tak nie jest. Mam z nią mniejsze bądź też większe problemy wychowawcze jednak rozwiązuje je z moją trenerką i z zaufanymi osobami. Z tymi osobami mogę też podzielić się moimi obawami i mam nadzieję, że to nie wychodzi poza priv. Wy przyznaliście się do problemu- z jednej strony super. Tylko nie dziw się, że ludzie pytają się czemu. Zapewne chcą sami wychwycić pierwsze symptomy u swoich psów, nie popełniać tych samych błędów. Z drugiej strony niestety teraz posypią się złe słowa na Ciebie (bo źle wychowujesz psa, nie zapewniasz mu opieki, jesteś słaba psychicznie itp itd) i na Margo (kolejny agresywny pies z jej hodowli- lepiej nie brać od niej psów bo to chodzące killery i pozabijają wam dzieci). To środowisko niestety pod tym względem jest fatalne- wszędzie chore ambicje i chęć dokopania konkurencji lub osobom które się "nie przydadzą". To wszystko to taka obleśna polityka tylko, że bez wielkich pieniędzy i strajków górników. Mnie to wszystko przeraża, ale mimo to trwam. Nie wiem jeszcze ile, ale się staram, bo im więcej będzie osób podchodzących do psich spraw zdrowo tym lepiej (a niech to, powiem to choć zdążyłam znienawidzić to sformułowanie!) dla dobra rasy. To są moje przedświąteczne przemyślenia. |
Quote:
Quote:
Jasne, wiem, ze jest grupka osob, ktora to wykorzysta. Ale powiedzmy sobie szczerze - wsrod wilczakowcow to margines... I ten margines sam cierpi z tego powodu. Ich wlasciciele maja "szlaban" na mowienie o problemach stad sa one u nich O WIELE CZESCIEJ spotykane niz wsrod reszty wilczakowcow... Wspolmnialas o grupie skandujacej "wilczaki na dogoterapeute", krytykujacej wszystkich innych za zle wychowanienie wilczakow, za zle charaktery, za problemy. Ale wiesz co - kazdy kto siedzi w tej rasie wie, ze sunia "super dogoterapeutka" jest "pseudoterapeutka", bo ma powazne problemy z agresja wobec innych psow. Podobnie jest z "urodzonymi super psami" z tych hodowli - mielismy tu na forum doskonaly przyklad, gdzie wlascicielka opowiadala jakim chodzacym idealem jest jej pies. Krytykowala kazda probe innych wlascicieli by porozmawiac o ich problemach - mowila, ze sie nie znaja, ze nic nie potrafia. Minelo pol roku - psa wcielo... Okazalo sie, ze pies robil demolki w domu, atakowal wlascicielke, az skonczylo sie to pogryzieniem. Pies byl kompletnie niezsocjalizowany, strachliwy. Wrocil do hodowcy, ktory ponownie zrobil mu kampanie PRowska i pies jest teraz "super uzytkiem"... (problemow rzeczywiscie z nim nie ma - zyje w kojcu, a takie psy nigdy nie sprawiaja problemow w domu ;)). Prawda jest taka, ze pojawialy, pojawiaja i beda sie pojawiac rozne problemy. Bo kazdy z nas popelnia i bedzie popelnialk bledy. Czasem nieswiadomie... Doskonalym przykladem jest pies - belg znanago speca od wychowania i szkolenia. Pies byl doskonale zsocjalizowany. Jego pani jest sedzina spracy, zakladala pierwsza w Polsce psia grupe ratownicza. Na psach zjadla zeby. A pies... pies atakowal na serio dzieci w plecakach. Bledem okazalo sie puszczanie psa, aby biegal po ogrodzie. Akurat ogrod przylegal do drogi, ktora do szkoly chodzily dzieci. A dzieci "bawily sie" w draznienie psa. Pies tak to sobie zakodowal, ze dostawal "do ataku" na widac kazdego dziecka z plecakiem. KAZDY moze popelnic blad. Chodzi tylko o to, ze trzeba zawsze poznac przyczyny takiego, a nie innego zachowania. Bo jedynie tak da rade sie psa "odkrecic". A jesli kilka osob bedzie mialo podobny problem, to mozna bedzie wylonic "typowe" problemy - a jesli wie sie, ze cos takiego moze sie stac to latwo temu zapobiegac... Trzeba uczyc sie na bledach, byleby nie na wlasnych... |
Quote:
Ale najpierw wyjaśnienie: Fori-do głowy mi nie przyszło robić Ci psychoanalizę, ale też nie to, że Twój post miał być wołaniem "odezwijcie się pozostali, będzie mi raźniej". Póki co, z Twoich opisów wynika to, co zrozumiała Elentia:samiec wilczaka i tak Cię zaatakuje. A ja na to mówię :nie, nie i jeszcze raz NIE! Na pewno nie w takim sensie, że "one tak mają i już" i stąd moje pytanie o PRZYCZYNĘ zachowania Forasa, której nie wyjaśniłaś. Opisałaś EFEKT czyli atak, a nie przyczynę. Przyczyn może być cała masa. Pierwsza z brzegu to błędy wychowawcze, które popełnia KAŻDY z nas. I to żaden wstyd. Wstyd jest wtedy, kiedy nie potrafimy tych błędów dostrzec i ich naprawić. Tylko co kogo obchodzi wstyd w obliczu naprawdę poważnych problemów? Ja zawsze jestem za opcją, która jest możliwa w przypadku Elentii- masz wątpliwości czy sobie poradzisz? Zrezygnuj. Bo Twój wilczak wcale nie musi Cie zaatakować, ale może wymyślić milion innych kłopotów, które postawią Cię pod ścianą. Chcesz przykładu? Bardzo proszę: mój ponad 5-letni pies, zostający w domu sam dzień w dzień, spokojnie, bez afer, bez zniszczeń (okres demolek młodzieńczych dawno poszedł w zapomnienie), dodam, że zostaje bez klatki (takową przerósł w wieku pół roku, więc ją zlikwidowałam) został wraz z nami przeprowadzony pod inny adres. I co? I arnageddon! Szaleństwo, panika, afera. Kupiłam klatkę-chcesz foty? Zapraszam na priv, jak wygląda klatka, z której wydostał się wilczak w ciągu godziny. Pręty powyrywane, dziura i wolność. Dostałam mega klatkę "na tygrysa", stalowa, spawana na kątownikach. "nie ma siły- tej nie przejdzie"-myślałam.. Ha! Przeszedł. Oczom własnym nie wierzę. I teraz wyobraź sobie:masz psa, super-kumpel, możesz mu ufać, iść wszędzie, no paluszki lizać,cieszysz sie, że dla niego i dla siebie będziesz miała lepsze tereny spacerowe, lepsze warunki, urządzasz nowe mieszkanie, pucujesz, pieścisz... no radość wyłazi z Ciebie i kwitnie bujnym kwieciem i nagle bach! ściany podrapane, okna podrapane, drzwi podrapane, przy okazji ściagnięte żaluzje (połamane). Wracasz do domu i widzisz psa w stresie..walczysz dzień po dniu,żeby jego uspokoić, jakoś stworzyć warunki aby tak nie histeryzował, jednocześnie załamujesz ręce, bo cała Twoja robota poszła się ..opalać. Na marginesie dodam, że właśnie z powodu zniszczeń w domu (m.in) niedawno został oddany jeden wilczak.. :? Można się załamać? Można. I nie wiesz już JAK rozwiązać problem...Bo nie masz do czynienia ze zniszczeniami, nie- wszystko leży na swoim miejscu i jest nietknięte, wyraźnie widać, że pies chce się wydostać. Uwierz-to jest MEGA problem :( całe życie i wszędzie powtarzam, że wilczaki uczą POKORY, w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że nagle stanę przed takim problemem. Ale może to dla równowagi w przyrodzie- za długo nie było żadnych? W takich chwilach, jak wspomniała Fori-niesamowicie cenne jest, że są obok Ciebie ludzie, którzy niejedno widzieli i niejedno przeszli i pomagają, podrzucają pomysły i jakoś z Tobą są. Ale, PYTAJĄ o wszystkie możliwe przyczyny, sygnały, zachowania, bo może ja coś przeoczyłam, czegoś nie zauważyłam. Bo bez dotarcia do przyczyny nie da się pokonać skutków. |
Quote:
Najlepszym dowodem jest wlasnie Imin i Imbus: caly miot po tacie ma typowo czeskie charakterki - TWARDE. Punkt wyjsciowy byl podobny. Wlasciciele Imina trzymali sie jednak z boku, trafili na takiego a nie innego szkoleniowca, ktory zalecil im takie a nie inne metody. Co sie stalo - wiemy. Idun jest z nami na forum caly czas - oczywiscie nie oznacza to, ze jest idealny, bo w niszczeniu jest "miszczunio", ale jesli chodzi o charakter to jest zaprzeczeniem Imina. Taki sam z niego twardziel, ale trafi do innych ludzi, ma szkoleniowca, ktory "czuje" psy. Efekt - nie ma w Polsce chyba drugiego tak dobrze pracujacego na rekawie psa. Jego obrona jest SWIETNA. Drugi juz starszy przyklad. Amber i Anubis. Anubis byl twardym psem, pewnym siebie. Stale mruczal cos pod nosem. Trafil do doswiadczonego wlasciciela, ktory jednak jak sie okazalo KOMPETNIE go nie socjalizowal - trzymal na wybieru razem ze stadem husky. Amber byl przylepa, spokojna. Trafil do Eli, gdzie od malego stale byl szkolony, intensywnie socjalizowany. Po roku oba osy sie spotkaly - "twardziel" Anubis wyrosl na "strachajle", chec dominacji byla w nim zerowa. Amber - wyrosl na pewniaka, ktoremu nic nie jest straszne - obrona idzie mu swietnie. Podobna genetyka, podobne charaktery, inne wychowanie i szkolenie. Efekt diametralnie inny... |
Quote:
Inny sposób, to ten, który zaleca się się ludziom przeżywającym ostrą fazę szoku kulturowego - spróbować wyjechać do jeszcze bardziej obcego miejsca, im mniej przyjaznego tym lepiej. :? Wtedy powrót do nowego miejsca staje się powrotem 'do domu', emocjonalnie staje się ono "stare i oswojone". Podobno ludziom bardzo pomaga, ale nie wiem, czy psom też. Chyba jeszcze nikt tego naukowo nie testował 8) |
Dzięki, pomyślimy i o tym. Przeszukując internet zauważyłam, że przeprowadzki u psów wyzwalają takie problemy- tekstów i specyfików na ten temat jest całe mnóstwo, a skoro "przemysł kwitnie" to znaczy, że jest rynek odbiorców.
jedno mogę obiecać, jak już uporamy się z problemem, to dokładnie opiszę wszystkie dobre ścieżki i ślepe uliczki. Może kiedyś, komuś to się przyda. Na razie wdrażamy plan, który ma bidulkowi pomóc jak najszybciej i najłagodniej otrzaskać się z nowym otoczeniem. |
Powtórzę jeszcze raz, poza wyżej opisanymi przykładami nic w życiu psa, jego otoczeniu, moim otoczeniu, zachowaniu, trybie życia się nie zmieniło.
Jeżeli atak psa następuje w momencie, gdy pies dostał michę i jest w trakcie jedzenia, a ja chodzę po mieszkaniu to faktycznie popełniłam błąd, nie siedząc bez ruchu i nie czekając aż zje ale „popełniałam” ten błąd przez 3,5roku codziennie... Jeżeli kolejne ataki następują w momencie gdy chcę aby pies wykonał komendę „siad lub waruj” to również mój błąd, bo coś od niego chciałam… Pies atakował tylko mnie, pomimo że posturą nie przypominam Herkulesa, to jestem najsilniejszą osobowością w domu, i to ja z nim spędzam całe dnie, daję jeść i szkolę. A to oznacza, że pies chciał zmienić hierarchię, chciał być alfą. Jeżeli problem agresji, dominacji psa sprowadzacie do truizmu „kto funkcjonuje na forum i na naszych spotkaniach ten jest dobrym właścicielem a kto nie - ten popełnia błędy” to przepraszam, że zabrałam głos. Ale uważam, że uczestnictwo w wirtualnym świecie nie przekłada się na jakość życia psa. Czytając można się czegoś nauczyć ale już od dawna nie ma czego czytać, a każdy temat jest kolejnym przyczynkiem do awantury lub strasznym spłycaniem problemu, albo zamykaniem tematu przez jedną osobę autorytatywnie krzyczącą „nie, to nieprawda”. Ale problem istnieje, czego dowodem jest wypowiedź Rony i Margo, o psach które atakowały swoich właścicieli lub domowników. Margo pytanie specjalnie do Ciebie: czy szczenięta z jednego miotu (Imin i Imbus, rodzeństwo po tych samych rodzicach, czy inne rodzeństwo Amber i Anubis,) jest wynikiem poliembrionii? Bo z mojej i nie tylko mojej wiedzy wynika, że każde szczenię jest inne bo dochodzi do swobodnej segregacji genów (crossing-over), losowego łączenia się gamet, losowego rozchodzenia się chromosomów. Fenotyp ujawnia się i zmienia na tyle na ile pozwoli mu genotyp, ale przecież o tym wszystkim wiesz. Więc nie upraszczaj, że tylko środowisko (szkolenia, socjalizacja, spotkania) wpływają na charakter psa – bo są jeszcze geny! Nie lubię spotkań i mam takie prawo, ale nie trzymam psa w kojcu ani nie mieszkam na bezludnej wyspie. Aby uniknąć kolejnych pytań opiszę temat socjalizacji: My spędzamy razem na zewnątrz, w lesie, na łąkach, idąc przez osiedla, deptaki, obok placów zabaw i szkoły a także obok sklepów w tygodniu codziennie 3 do 5godzin na spacerach, ćwiczeniach, zabawie, itp., W soboty i niedziele po 4 godziny w zimie, po 8-10 godzin latem (i tak było zawsze, sukcesywnie zwiększając ten czas w miarę wzrostu psa). Mój pies jest socjalizowany codziennie na spacerach ale najważniejsze on pracuje ze mną w sklepie!!! Klientami są dzieci, młodzież, ludzie dorośli i starsi, hałaśliwi i spokojni, trzeźwi i pijani, często ze swoimi zwierzętami wszelkich ras psami, kotami i królikami. Ludzie nastawieni przyjaźnie i wrogo. Pies ma przekrój różnych ludzi a co za tym idzie różnych sytuacji. Co któryś weekend spędzamy w Krakowie, spacery w Lasku Wolskim, po Bulwarach Wiślanych, na Skałkach Twardowskiego – to spora ilość rowerów, wózków, spacerowiczów z psami, rolkarzy, wrotkarzy, dzieci grających w piłkę, itp. – czy to mało? Jak widać problem: za mało zajęć, brak socjalizacji, brak bodźców nas nie dotyczy. Podobnie jak nie dotyczy nas problem zostawania psa w domu, gdy ja idę do pracy. My spędzamy ze sobą 24godziny na dobę, przez 365dni w roku, dni robocze, święta i urlopy (o czym wiecie). A to że nie spotykam się z innymi wilczakami nie jest i nie może być wyznacznikiem tego czy się sprawdzam jako właściciel albo stwierdzenia, że jako właściciel jestem do d…y. Gaga, Gdybym potrzebowała „wsparcia aby było mi raźniej” (masz mnie za takiego szczyla czy w taki sposób prowokujesz???) to tytuł brzmiałby „Mam pytanko…” a we wpisie niewinny zawoalowany tekst „na PD piszą, że DOROSŁY SAMIEC to zupełnie inny i nieprzewidywalny pies. Czy mógłby to ktoś wyjaśnić? Czy to znaczy, że pies może się zmienić, że może się zmienić jego charakter? psychika?” Ten obłudny ton, jakim pisze się o problemach z psem, zaczyna być zrozumiałym w momencie gdy zderzasz się ze ścianą czyli swoim a jednocześnie obcym ci psem. Dajesz sobie prawo, do opisania KIEDYŚ swoich problemów z niszczeniem wszystkich rzeczy w nowym domu przez psa. Dlaczego tego prawa nie dajesz mnie? W sytuacji gdy my nadal jeszcze jesteśmy na gorąco, pod presją, w stresie, i gdy sytuacja dotyczy mojego zdrowia lub życia.… Ja po prostu i po ludzku „padam na twarz” do normalnego rytmu doszło maksymalne żyłowanie psa komendami, egzekwowania każdej komendy. Próbowałaś tego kiedyś? 16godzin na dobę musztrować psa, być ciągle skoncentrowaną na nim, na niuansikach w zachowaniu, jednocześnie nie głaszcząc, nie przytulając, nie będąc przyjacielem dla swojego psa? Ja jestem zmęczona, fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Nie stać mnie teraz na dzielenie włosa na czworo i szukanie gdzie i co spieprzyłam. Mało mnie interesuje że na privach, gg i mailach wrze, że wszyscy albo większość uważa, że szkoda było wilczaka dla mnie, bo go zmarnowałam, że jestem słaba psychicznie, że nie dość że sobie nie poradziłam to jeszcze o tym mówię, itd. itp. Różnica między mną a Wami to moja dojrzałość, odpowiedzialność za psa i za innych ludzi, to odporność psychiczna na potencjalną krytykę, to w końcu umiejętność powiedzenia otwartym tekstem - poległam, nie poradziłam sobie, popełniłam błędy, pies atakował. To nie jest pies na kolanka i nie jest to pies dla wszystkich. Im szybciej to do Was (sprzedających/kupujących) dotrze tym mniej będzie rozczarowań i tragedii psów. Jak widać Was na taką ocenę jeszcze nie stać. Jako laik, osoba która sobie nie poradziła - od Ciebie Gaga – doświadczonego właściciela, który umiał wyeliminować lub nie dopuścić do agresji/dominacji, nie popełnił błędów wychowawczych - od Ciebie Margo – doświadczonego hodowcy, znawcy rasy, znawcy charakterów i psychiki, w końcu od osoby, która nie jednego psa widziała i miała okazję wyszkolić oczekuję następujących informacji: Często lekceważonymi objawami dominacji są: 1. 2. …. 99. Objawami agresji są: 1. 2… I również w punktach od najważniejszych do najsłabszych czynników -wymieńcie je. Jeśli Was na to stać, to zróbcie to dla DOBRA RASY, dla mnie jako laika, ale także dla innych obecnych i przyszłych właścicieli tych pięknych i wspaniałych psów. A ja w wolnej chwili przeanalizuję listę i napiszę Wam wszystkim za jakiś czas co ja konkretnie zignorowałam. Czy tak będzie uczciwie? Niech to wreszcie dla wielu będzie świadome, odpowiedzialne, bardziej przewidywalne życie z wilczakiem. I na koniec najważniejsze zdanie, pomimo tego co przeszłam z moim burkiem, cieszę się że go mam. Wywrócił moje życie do góry nogami ale było i nadal warto walczyć o naszą bezpieczną i spokojną przyszłość, szkoda tylko że koszt jest taki wysoki. Tego tematu nie podjęłam po to żeby dokopać Margo, zniszczyć wizerunek rasy, zaszkodzić komukolwiek, piszę o tym aby podjąć rozmowę w temacie „mamy inteligentne psy, które nasze błędy szybko wykorzystują przeciwko nam”. Dopóki chodzi o pierdoły możemy się bawić, ale gdy do głosu dochodzi agresja nie ma już żartów. Życzę Wszystkim spokojnych, zdrowych i rodzinnych Świąt Anka |
Quote:
??????????? Ania, ja bardzo chętnie popiszę ale proszę Cię, wyluzuj z tą agresją w tonie, bo jej nie rozumiem. Nie widzę tez ŻADNYCH powodów abyś w ten sposób atakowała tych, którzy tu napisali. Pokaż mi proszę GDZIE ja Ci zabraniam czegokolwiek??? Rozmawiamy jak dorośli, kontrolujący emocje ludzie, albo w ogóle. |
Quote:
Poznałam go jako bardzo sympatycznego kilkuletniego samca, już po "kryzysie" i kastracji i miałam okazję sama zaobserwować, że teraz jest przewidywalny, odwoływalny, przyjazny wobec ludzi i innych psów. Właściciele mówili, że uczęszcza do psiej szkoły, z krótkimi przerwami na wakacje i wyjazdy. Ma rewelacyjny kontakt z całą rodziną. Fajny, wesoły, stabilny pies.... |
Świetny post, tylko nie na forum....nikt nie podejmie tematu bo: hodowca ma złe psy, złą pule genów, właściciel : źle wychowywał
My (Ja i Andrzej ) swego czasu głośno mówiliśmy o problemach jakie mieliśmy z Doną na każdym spotkaniu. Ale......to były jeszcze TE czasy kiedy wilczaków było niewiele, albo były jeszcze młode, ich właściciele patrzyli na nas jak na kosmitów, więc przestaliśmy. Myślę że i teraz nic się nie zmieniło. |
Ja Ci w punktach nie opiszę, bo zwyczajnie nie miałam takich sytuacji. To ja byłam liderem w naszym teamie, przekazywałam "nauki" ze szkoły Romanowi, który niejedną "pracę domową" mi wypracował i nigdy nie było nawet próby pokazania czegokolwiek wobec nas. Poza nieposłuszeństwem, rzecz jasna, ale tu nie o tym.
Przyznam-wilczak nie jest mega socjalnym psem wobec innych psów i tego trzeba pilnować. I pilnowałam. Żeby nie czuł się w obowiązku pilnowania strefy stada chociażby. Bo to ja decyduję, czy z innym psem będziemy się "kłócić" czy nie. Jako, że wilczaki dają nam niewyobrażalnie wielki dar szalenie czytelnej i bogatej mowy ciała, starałam się tego nie zaprzepaścić. Honorowałam to, co chciał pokazać i co jest mu potrzebne do bycia psem. Więc na widok innego psa wolno się usztywniać, jeżyć, mruczeć ale nie wolno wyskakiwać do psa, szarpać smyczy itp. W efekcie osiągnęliśmy zrozumienie zasady: na smyczy się nie tłuczemy i reagujemy na człowieka (na mnie). Zasadę szlag nam trafił po 3 przypadkach, gdy nie miałam wyjścia i musiałam psu pozwolić na wkroczenie do akcji (za nami rzeka a szarżujący pies poza zasięgiem właściciela niemal na naszych głowach). I po takich wypadkach szalenie trudno jest osiągnąć poprzedni stan. Uzyskanie status quo wymaga ode mnie większej stanowczości-to tak, jakbyśmy się cofnęli o kilka lekcji do tyłu. Złamanie zasady na korzyść psa (może spuścić parę, mamy tzw. zachowanie samonagradzające) jest przez niego natychmiast wykorzystywane.I trudno mu się dziwić. W obecnej chwili łatwiej jest mi go zatrzymać, gdy jest luzem i widzi innego psa niż powiedzieć aby stal spokojnie na smyczy gdy tuż przed nami pręży się inny samiec. Lata nauki nie poszły w las, ale widać różnicę.Jedno zostało niezmienne: nawet gdy już dojdzie do bójki z innym spem (nawet przy maksymalnej uwadze obu stron, wtopy się zdarzają, na szczęście nigdy krwawe) to w chwili gdy wkraczam ja-bójka się kończy i nie mam najmniejszego problemu z odłowieniem gnoja, po prostu przestaje. Niestety musi być tak, że to ALFA (jak ja nie lubię tego słowa!) broni stada. A to miejsce jest zajęte, nie przez psa :) Gdybym pozwoliła Cheyowi na bycie bodyguardem-niewykluczone, że poczułby się pierwszym w stadzie. I kto wie co wpadłoby mu do głowy? Ja nie lubię używania psa jako pistoletu, doskonale potrafię obronić się sama, więc pies nie czuje potrzeby (a jeśli zaczynał czuć, to szybko mu to wystukiwałam z głowy) pilnowania mnie przed całym światem. Doskonale zdaję sobie sprawę z możliwości tak dużego, silnego i szybkiego psa, ale pilnuję aby wykorzystywał cały swój arsenał (wystarczy, że mruknie:twisted:) sygnałów. To w temacie zachowań agresywnych, które przyszły mi do głowy. Z jedzeniem nigdy nie miałam problemów-odrobiłam sumiennie lekcje w dzieciństwie. Pies poleguje na łóżkach, wpycha się między nas, uwala na naszych nogach, rozwala jak byk w zielsku i żadna twierdza nie drży w posadach. Za to mogę Ci opisać "umykające posłuszeństwo". Wystarczy dłuższy okres lenistwa, spacery, na których nic od psa nie chcę, ja idę, on idzie...luzik. Po kilku dniach pies zaczyna czuć "wakacje", nagle wyłamie komendę i poleci do innego psa na przykład. Standardowe podejście i zapięcie na smycz spowoduje, że następny raz będzie szybciej. Więc muszę natychmiast wrócić do lekkiej musztry, huknąć, naburczeć (NIGDY ! nie wywalam psa na glebę -odstawiam teatr, jakiego nauczyła mnie Margo-pies wygląda, jakby codziennie obrywał w dupę-pokaże, że jest "malutkim, grzecznym pieseczkiem" i wystarczy) i natychmiast myślenie i słuch wracają w pełnej formie :) Wilczaki są jak najczulsze sejsmografy, co widać w codziennym życiu. Często sprawdzają po "całym stradzie" czy relacje są na miejscu, czy wszystko jest tak, jak niedługo wcześniej. Dla nich równowaga jest ważna i warta kontrolowania. A po naszej stronie leży dbałość o tę równowagę. Dla naszego i ich dobra. Przy całej masie błędów, które popełniłam, popełniam i będę popełniać, pilnuję komfortu psychicznego, zaufania i posłuszeństwa i cały czas traktuje psa jak uczącego się szczeniaka. Tego nauczyła mnie trenerka w chwili cheyowego dorastania i drastycznego spadku współpracy: prosty schemat:komenda-wykonanie-nagroda. I to działa. Zawsze nagradzanie zachowań, które chcę widzieć, nawet tych najprostszych. I oczywiście cały język porozumiewania się (sygnały werbalne i nie). Nie wiem, może moje upodobanie do treningów, tak dla czystego funu nam to wypracowało, fakt, że mogę pisać o kłopotach typu "burek nie akceptuje nowego miejsca" (btw: może to mój mega błąd wychowawczy:ciągle istniejąca pępowina) zamiast walki o miejsce w stadzie? Bo po co on miałby zmieniać to miejsce? Nie daję mu żadnych powodów... jedno, co z mojego doświadczenia mogłoby Ci, być może, pomóc, to rejestracja ODPOWIEDNIEGO momentu, czasem jest to sekunda (czasem za późno). Dla ilustracji: pies staje, napina się i wpatruje w jakiś obiekt. Jeśli w tym momencie dasz komendę-posłucha, sekundę później już zepnie mięśnie do startu.. no wtedy to sobie możesz wołać:twisted:, bez szans, dopóki nie dopadnie celu. Tak samo z reakcjami do psów: pozwolisz na wyjście nosem do psa-za chwilę musisz odciągać tę masę mięśni idącą do przodu (przypadki suczek, które "chciałyby i boja się"), ale jeśli w odpowiednim momencie dasz "równaj", nadasz kierunek łukiem to przechodzisz na kontrolowanej ale luźniej smyczy. To jest podejmowanie decyzji za psa:) (i chwalenie go, za wykonanie tego, o czym nie musiał decydować) :) |
Quote:
|
pochylasz się nad psem, grozisz mu, burczysz na niego. Ja raz, w chwili wściekłości nawet...zlałam smyczą trawę obok (biedna trawka) :) Po prostu wygrażasz psu i patrzysz jak on się zachowuje. Jeśli pokaże, że jest "malutki i grzeczniutki" to cel osiągnięty, nic więcej nie trzeba. Tu chodzi o wywołanie reakcji podporzadkowania (niekoniecznie skrajnej postawy pokazania brzucha), ten stan (podporządkowania) przenosi się automatem na kolejne sytuacje, czyli owocuje posłuszeństwem.
|
Quote:
Dzięki, jarzę :) |
Gaga, a co w sytuacji, jesli pies nie pokaze, ze jest ''malutki i grzeczniutki''? Jesli dalej bedzie sie ''stawiac''? Pytam z czystej ciekawosci, sama nigdy takiego ''teatru'' wobec Varga nie stosowalam.
|
Czy próby lizania po ustach można zaliczyć do podporządkowania się czy do kombinatorstwa?
|
Quote:
A pojęcia nie mam! Nigdy, żaden mój pies nie robił takich numerów :) Tyle, że to nie wynika z jednego "teatru" ale z całej reszty.Tak sądzę. |
Kurczę, bo co burczę i warczę na Astarte to ona przechodzi w tryb lizania z uszami położonymi po sobie... I nie wiem czy przestawać wtedy na nią burczeć czy robić to aż się całkowicie uspokoi...
|
Yyyyyyyyy..nie wiem ? W sumie Chey tak nie robił (ja generalnie nie kocham jak pies mnie liże po twarzy) to nie wiem, ale na czuja to właśnie pokazuje. Zobacz na fotach reakcje tych młodszych wilczaków do starszych-wylizywanie pysków. Dla mnie to zachowanie submisyjne.
|
Quote:
Odnosnie samego tematu - Fori, rozpoczelas bardzo ciekawa dyskusje i przydatna, jak sadze, ale niestety, chyba zgodze sie z Magdalena - raz, ze ludziom brak odwagi pisac o popelnionych bledach, dwa - podejrzewam, ze malo osob odzywa sie w tym temacie, bo zdaja sobie sprawe, iz mimo swej otwartosci i dobrych intencji zostana po cichu (przez innych) mocno skrytykowani... Niestety w calym tym naszym towarzystwie jest bardzo duzo falszu. :( |
Quote:
Quote:
|
Quote:
|
Postanowiłam napisać, ponieważ strasznie smutno mi się zrobiło, kiedy Fori napisała o swoim zmęczeniu i żyłowaniu psa komendami, pilnowaniu niuansów.... To bardzo wyczerpujące.
Nie mam wilczaka, ale mój pies wykazuje podobne zachowania - też ugryzł, bo pilnował jedzenia i też ugryzł, kiedy pracował z piłeczką. Nasza sytuacja jest podobna, też jesteśmy razem przez cały czas, a pies pracuje w biurze. Też czasami ma dzikie oczy... Pomimo, że ugryzł, nie straciłam do niego zaufania, nie przestałam przytulać, nawet jeśli tego nie chce i warczy... wyleguje się w łóżku i jest wydrapywany za uszkiem. Staram się zrozumieć dlaczego tak się zachował i pokazać mu, gdzie są granice. W sytuacji z piłeczką - zdecydowanie za bardzo się nakręcił i stracił nad sobą kontrolę. Od tego czasu pilnuję, żeby jednak czasami przestać, i trochę go zrelaksować. Pilnowanie skarbów, wciąż jest dla mnie zagadką, ale Gaga podsunęła mi pomysł, który wydaje się to wyjaśniać. Skoro ważna jest stałość zasad - psisko po prostu sprawdza, czy zasada - jeśli mi coś daliście jest moje, cały czas obowiązuje. Dlatego nie broni czegokolwiek przede mną - bo jak coś przyniesie i próbuje pilnować wyganiam go na ogródek. I odpowiem na pytanie Agnieszki, bo czasami jest tak, że mój pies nie chce ustąpić i wybałusza na mnie oczy. Ja po prostu mu nie ustępuję i wybałuszam swoje do skutku. W teatrze dźwiękowym ustępuje zawsze ;-) Na koniec, całkowicie zgadzam się Z Fori, że większość nie chce mówić o psich zachowaniach, które sprawiają im kłopot. Dokładnie przetestowałam to z labkiem - wszystkie były święte, tylko mój był demonem zniszczenia, pomimo, że miał parę razy więcej zajęcia niż aniołki. Dopiero po moich dumnych opowieściach co zniszczył, okazywało się, że inne też tak mają... |
Quote:
Bo odkąd czytam wd - czyli to będzie ponad 4 lata, wyglądał na chwalenie się kto ma bardziej niszczycielskiego psa. |
Quote:
Następnego dnia gdy go zostailismy w domu zniszczył drzwi, domofon i jeszcze pare innych rzeczy - "płacząc" przy tym niemiłosiernie. Cała nasza praca w mgnieniu oka poszła na marne:( I znów wszstko od nowa. Teraz jest znów świetnie ale tffu tfuu nie zapeszam. Cały czas uczymy sie Imbusa, cały czas z nim pracujemy i na każdym kroku jestesmy konsekwentni i wymagamy od niego wiele. To My podejmujemy decyzje w naszym stadzie. Napewno Imbus nie raz próbował zmienić swoja pozycję w stadzie i myślę że próbuje. Ale nie ma szans:) |
U nas jest tak, że często z Lorką "rozmawiam". Nawet na spacerach do niej mówię (ku zdziwieniu niektórych przechodniów;-)), np. chwalę, że ładnie idzie przy nodze, ostrzegam, że ma 'nie widzieć' gołębi, wydaję komendy kiedy mamy przejść przez jezdnię, itd. Widzę, że sucz słucha, strzyże uszami, czasem nawet trąca mnie nosem w rękę jakby chciała powiedzieć 'jak tak ładnie idę, to daj coś za to' :rock_3.
Kiedy coś przeskrobie - dostaje słowną burę niskim głosem, staram się być ekspresyjna na ile to możliwe (teatrum), ale kiedy bardzo się wkurzę, to najpierw burczę, (ew. zapinam na smycz), a potem przestaję na nią patrzeć, przyspieszam kroku i nic nie mówię. Zauważyłam, że dla niej moje milczenie jest bardzo karzące. Zaczyna wtedy zachowywać się "wzorowo", submisywnie usiłuje polizać rękę, twarz... tak jakby chciała przeprosić rozgniewaną alfę. Z kolei jeśli ktoś z natury jest milczący i do psa nie gada albo gada rzadko, to pies nie będzie odczytywał milczenia jak kary.:| Wydaje mi się że właściciel/przewodnik mniej lub bardziej świadomie wypracowuje sobie z psem kod porozumiewania się, sygnałów werbalnych i niewerbalnych i nie da się jednoznacznie powiedzieć, że "x oznacza to" a "y - tamto" bo to zależy od bardzo wielu czynników! Inaczej pies burczy kiedy zmieniam jego pozycję z 'w poprzek' na 'wzdłuż na łóżku, inaczej kiedy widzi sukę której nie cierpi, a jeszcze inaczej kiedy jest na lince, a zobaczy ukochaną kumpelę i sygnalizuje chęć zabawy... Możecie się ze mną zgodzić lub nie, ale uważam, że podawanie na odległość ścisłych "instrukcji" odczytywania psiego języka bez dobrej znajomości psa i kontekstu w którym żyje, tak jak tego oczekuje Fori - może być ryzykowne i przynieść więcej złego niż korzyści. |
Quote:
|
Mała dygresja, pies to nie maszynka elektryczna do której każdy dostaje instrukcję obsługi i postępując zgodnie z tą instrukcją uniknie awarii.
Chodziło mi o to, że każdy ma inne spostrzeżenia, inne metody współpracy bo każdy pies jest inny. I to co sprawdza się u jednego nie sprawdzi się u innego psa. Ale pomimo, że każdy pies jest inny to są cenne uwagi i dziękuję za dzielenie się nimi. Co do lizania, lizał mnie po twarzy i szyi zawsze, dodatkowo miał komendę „daj buzi” przy powitaniu, żeby skacząc nie podbijał oczu i nie wybijał nikomu zębów ani nie memłał rękawów kurtek. Z daleka też sygnalizuje, ten „pies co idzie z przeciwka mi się nie podoba”. Napina mięsnie, spuszcza lekko głowę i idzie ale wygląda jak kocur gotowy do skoku. Wtedy lekko szarpię smyczą, wydaję komendę równaj i omijamy delikwenta łukiem. Nie trzeba napinać już smyczy, podnosić głosu. Ale dwa warunki muszę spełnić ja, zwrócić uwagę psu przez szarpnięcie smyczą i komendę, żeby wiedział - ja tu rządzę, i w momencie gdy psy się zrównują powtarzam komendę, wtedy pies idzie spokojnie. Niestety brak powtórzenia komendy traktuje jak nieme przyzwolenie na wyskok. Przeczytałam gdzieś a wcześniej na to nie zwróciłam uwagi, ale ogon mojego psa jest związany niewidzialną nicią z klamką drzwi. Wychodzimy z domu i ….kita zadziera się do góry, z tą powiewającą flagą maszeruje cały czas. Ogon opada po jakimś czasie w lesie, na łące ale w terenie zabudowanym zawsze jest zadarty. Tak było zawsze i tak jest nadal. ps Nie chcę broń Boże powiedzieć, że każdy pies który zadziera ogon cię zeżre albo zaatakuje. Po prostu czytajac różne wypowiedzi i różne rzeczy analizując wiecej widzę. Tyle i tylko tyle chciałam napisać w kwestii ogona. |
Quote:
Natomiast udało nam się nieźle wypracować komendę "zatyczka" - kiedy sucz wita gościa, jest nagradzana za kołowanie wokół niego z zabawką w pysku, bez skakania, lizania i łapania zębami (zajęty pysk! ;-)). |
Moja suka jest raczej uległa i młoda, a ja z nią nie pracuję regularnie - po prostu razem spędzamy prawie cały czas, reguły jakieś są i powoli się uczy. Atka nie jest wybitnie posłuszna ale zauważyłam jedną właściwość - jak raz na dwa tygodnie mam zajęcia w szkole i suka zostaje sama na około 5 godzin (jest jeszcze na etapie zniszczeń) to kiedy wracam dużo chętniej wykonuje komendy, szybciej wraca na zawołanie na spacerach. Wygląda to tak, że jak daję psu potęsknić to nagle przeskakują trybiki i zdaje sobie sprawę że nie jest taka samodzielna.
|
Choć Ci, którzy Łowcę znają nie tylko ze zdjęć i z forum, kojarzą go chyba głównie z zachowaniem pt. "jestem małym szczeniaczkiem", :p prawda jest taka, że to pies o stabilnym, ale mocnym charakterze. Jestem przekonana, że przy jakimś nieszczęśliwym splocie okoliczności, mógłby i on sprawiać problemy.
Póki co bez problemu "znosi" nasze przewodnictwo, ale jest też jeszcze bardzo młody. Mam szczerą nadzieję, że za kilka lat będę mogła powiedzieć to samo. W tym momencie naszym doraźnym celem jest wytłumaczenie mu, że się nie startuje do innych samców, ze skutkiem raz lepszym raz gorszym. Kluczowy jest tu moment, w którym zacznie się psa skupiać na sobie. Jak się go prześpi, to już mamy hałas i niezłe szarpanie (inna sprawa, że nie wszystkie samce mu się nie podobają, nie do końca jeszcze potrafię zajarzyć, od czego to zależy). Ponoć w tej nauce bardzo pomocny jest kantarek (od razu i radykalnie odwraca psią uwagę od celu), ale póki co staramy się bez uciekania do tej pomocy. |
Quote:
Quote:
Quote:
|
Quote:
Gaga, pozwolę sobie odpowiadać Tobie, bo jestem wdzięczna, że podjęłaś się próby znalezienia powodu takiego obrotu spraw. Od razu ustalmy, że emocje odłożyłam na bok, nie atakuję Cię i na spokojnie analizuję to co piszesz, opisuję sytuację jak ja ją widzę. A Ty wychwytuj kolejne szczególiki, może w końcu zrozumiem co się stało i dlaczego. I od razu przepraszam, że robię to dopiero kolejnego dnia, ale wieczorem nie daję już rady… Ja jestem mała i niepozorna ale tak jak Ty bronię się sama, nie używam i nie używałam psa jako broni na innych ludzi czy zwierzęta. Biorąc psa zakładałam, że ma mieć wygląd budzący respekt ale ma być przytulakiem. I tak był prowadzony. Podzielę to na dwa etapy:
Co do obrony przed ludźmi, pozorowanych ani prawdziwych ataków ani na mnie ani na psa nie było. Był taki moment w sklepie, gdy przyszło 3smutnych panów na łatwy zarobek, ale oni popatrzyli na psa, pies na nich – oni wyszli bez słowa, pies nie wyszczerzył nawet zębów, nie mruczał. O żadnym szarpaniu się czy ataku nie było nawet myśli. Odleglość pomiędzy psem a panami wynosila 5metrów a od tego incydentu minęły prawie 2lata. Reasumując, świadomie nie dałam mu prawa do obrony, bo wiem jak trudno byłoby mi zapanować nad psem, który przejął kontrolę nad stadem. Czy i w którym momencie uznał, że ma takie prawo nadal jest dla mnie zagadką. |
Witam,
w piątki na kanale National geografic o 21.00 jest program "Zaklinacz psów" - powtórki w tygodniu. Polecam, bo każdy odcinek to inna rasa i inny problem do rozwiązania. Ale wspólna dla każdego odcinka jest refleksja na temat nas jako przewodników, pozycji psa w stadzie i najważniejsze jak eliminować codzienne drobne zdarzenia urastające później do rangi problemów. Osobiście bardzo podoba mi się motto prowadzącego: "wychowuję psy i szkolę ludzi" jakże dalekie od tego co proponowali nam w szkółkach. Pozdrawiamy Anka z Forasem |
Ania, a kto jest "zaklinaczem", bo nie znalazłam? Tak z ciekawości pytam, bo nam tematyka dosyć bliska ;)
Edit: Już znalazłam. Dosyć kontrowersyjny pan, chociaż ogromnie popularny : ) . p.s.Buziaki dla Forasa od naszych dziewczyn, a szczególnie od starszej;) |
Quote:
Coraz częściej dociera do mnie, że to co wielu właścicielom szkolącym swoje psy zostało powiedziane dopiero w którejś z kolei szkole, czy przez któregoś z kolei trenera, nam zostało podane na talerzu już na samym początku - na wykładzie, który poprzedzał naukę w przedszkolu (jak np. choćby to, że szkolenie psa, to GŁÓWNIE szkolenie właściciela). Tym bardziej doceniam naszą panią Anetę za jej niesamowitą intuicję, bo Łowca był pierwszym szkolonym przez nią wilczakiem. :) |
Każda osoba, szkoła, sposób prowadzenia zajęć może być oceniany rożnie. Ja podaję tylko namiar na program, czy się ktoś z tym co widzi zgadza czy nie, akceptuje proponowane metody szkolenia to jego sprawa. Mnie w programie podoba się to, że słyszę zobacz ten pies jest np. przestraszony, agresywny czy dominujący i tu widzę psa a prowadzący opisuje to zachowanie, charakterystyczne cechy np. rozszerzone źrenice, przyczajka, położone uszy czy podkulony ogon. Polecam program jako ciekawostkę dla speców ale przede wszystkim dla laików takich jak ja, dla których jest to ciekawe spojrzenie na siebie, na psa oraz na popełniane błędy.
Aga, dzięki za buziaki dla Forasa, może kiedyś powtórzymy spacer tym razem w letniej scenerii? |
Quote:
|
W tych dniach minęły cztery lata od chwili gdy mała, puchata kulka zwana przeze mnie Pysiem malutkim zawitała w moim domu… Takie rocznice nastrajają nostalgicznie, więc kolejna garść refleksji.
Powoli ale systematyczne obserwuję u psa reakcję na bodźce słowne zwane komendami. Pies słyszy, ba! coraz częściej rozumie co do niego mówię i nawet potrafi wykonywać polecenia ze zdecydowanie większym zaangażowaniem niż dawniej;) Niestety, o czym wszyscy wiemy narząd nieużywany zanika…więc teraz odwalamy ciężką pracę nad znalezieniem lub odbudową mózgu psa. Mam nadzieję, że dzięki wykonywanej przez niego pracy umysłowej w niedługim czasie go znajdziemyJ A stwierdzenie O rany! On ma mózg, i myśli mózgiem a nie „klejnotami” nie będzie tylko pobożnym życzeniem. Mimo upływu wielu miesięcy, pies nadal dostaje żarcie z ręki, ale teraz wprowadzam mu nowy element. Gdy w misce jest już niewiele jedzenia stawiam ją i chodzę po mieszkaniu. Jedzenia zostawiam na tyle mało, że nie muszę się zastanawiać czy tym razem będzie go bronił, a jednocześnie mam nadzieję, że on zatrybi że mnie jego jedzenie nie interesuje. Co do sposobu „rozmawiania” z psem można powiedzieć, że rozmawiamy prawie normalnie a nie samymi komendami, ale nie ciumkam do niego, nie przytulam – do tego jeszcze nie możemy wrócić, o ile w ogóle kiedykolwiek będziemy mogli... Z lekką zazdrością patrzę na wszystkich do których się łasi i przytula– widać, że mu tego brakuje. Mnie też ale chwila słabości i przytulania się do pysia a za dwie chwile dostaję strzał zębami. Różnica polega na tym, że teraz startuje do mnie z wyszczerzonymi zębami, obija mnie nimi zostawiając sporo sińców ale tak naprawdę już nie rozwala mi rąk do krwi, nie miażdży mięśni. I jeszcze jedna różnica, dawniej po ataku leżał wyprężony i pewny siebie, nie szukał z nikim kontaktu a teraz jak na niego huknę gdy szarżuje, to podkula ogon i się wycofuje do innego pomieszczenia, by po chwili samemu szukać kontaktu ze mną, szturcha mnie nosem albo liże po rękach. Chwile całkowitej bezmyślności i ataki na szczęście zdarzają się coraz rzadziej. Sporo razem przeszliśmy, zwłaszcza ostatnie miesiące były nowym rozdziałem w naszym życiu. Czasem ustalania wszystkiego od zera, starań o przywrócenie równowagi w naszym stadzie, walki o naszą spokojną przyszłość. Pewnie jeszcze nie raz da mi w siedzenie, i nabije niejednego siniaka ale w rocznicę tych czterech wspólnych lat i w dniu swoich urodzin życzę jemu i sobie, żeby nam się udało, bo pomimo wszystko jest fajnym psem o którego było i nadal warto walczyć… PS Właśnie wróciliśmy z urlopu i ….http://img15.imageshack.us/img15/8168/imgp6865.jpg http://img405.imageshack.us/img405/7052/imgp7126h.jpg http://img693.imageshack.us/img693/7069/imgp6296de.jpg i wiewiórka: http://img199.imageshack.us/img199/7228/imgp7171.jpg Ps 2 Dziękuję wszystkim za privy, maile i telefony. Dziękuje za wsparcie, rady i sugestie, za rozmowy i próby znalezienia przyczyn takich zmian w zachowaniu psa. Przepraszam, że nie zawsze odpowiadałam – brakowało czasu i sił, ale jestem Wam za te wszystkie dobre słowa bardzo wdzięczna Pozdrawiamy Anka z Forasem http://img168.imageshack.us/img168/3826/imgp6370.jpg |
Wszystkiego najlepszego - trzymamy za Was kciuki :)
|
Też trzymamy kciuki i serdecznie pozdrawiamy:) No i wszystkiego najlepszego oczywiście i od nas i od dziewczyn a szczególnie od starszej;)
|
Ze wszystkich Twoich opisów widać, żeście kiedyś, gdzieś skręcili na strasznie pogmatwaną i ciężką ścieżkę:( Cóż, życzę abyście znów trafili na ubitą, szeroką drogę i kolejne, wspólne urodziny obchodzili w mniej napiętych relacjach.
|
Jestem w szoku, że macie aż takie problemy, bo o niczym nie wiedziałam. Ale cieszę się, że wychodzicie na prostą i oby tak dalej :)
Kolejnych szczęśliwych lat dla miotu F!!!!! |
Dopiszę się do tematu Ani.
Jak wiecie, staram się "pracować" z gnojkiem dość regularnie. Wynika to wyłącznie z mojego przekonania, że taka praca jest mega pomocna w budowaniu wzajemnych relacji. Pies jest diametralnie różny od Dewi. Staram się rozumieć jego zachowania i przewidywać reakcje. Na razie nie sprawia większych problemów wychowawczych, ale ma piekielnie silny instynkt łowiecki. Dwa wilczaki to naprawdę inna jakość. Niestety, młody uczy się od suki tej upiornej szybkości reakcji i muszę starać się być na to przygotowana. Wieczorami oba są skazane na spacer na flexi mimo, że z Dewi spokojnie po naszych łąkach mogłam jeszcze rok temu chodzić bez smyczy. W czasie treningów młody zaprezentował mi natomiast "bierny opór". Wyglądało to jakby udawał, że kompletnie nie wie, o co mi chodzi. Postępuję z nim mądrzejsza o analizę błędów popełnionych z Dewi, staram się wykazywać większą empatią i próbowałam dotrzeć do psa w takich sytuacjach obniżeniem oczekiwań, ułatwieniami itd. Bo przecież jest jeszcze młody, ma prawo, nie jest maszyną i nie chcę, żeby maszyną się stał, bo chcę, żeby współpracował. W domu wystarczy na psa spojrzeć, żeby odszedł od stołu, przestał dręczyć kota czy oddał cokolwiek ma (pilnowanie jedzenia zostało przerobione od razu). Po fazie "ale zupełnie nie wiem, o co ci chodzi", w przypadku wymagania czegoś od psa, szczyl zaprezentował coś na kształt prób karcenia mnie zębami. Ponieważ generalnie używa paszczy często do wyrażania uczuć, w zabawie itd. pewnie bym to zignorowała i potraktowała jako próby rozładowania napięcia między nami, ale - on się przy tym minimalnie usztywniał. Nie był cały merdającym ogonem. Niby merdał, ale był całościowo "sztywniejszy". Mikroskopijna różnica. Sama pewnie bym przegapiła. Przerwanie "zabawy" i wyegzekwowanie natychmiast jakiś kilku podstawowych komend wyeliminowało - jak na razie - takie zachowania. Nie umiem powiedzieć, czy coś by się z tego miało wykluć poważniejszego bo gnojek wydaje się preferować postawy nie konfrontacyjne - szczególnie w stosunku do ludzi - ale staram się zwracać uwagę na taką drobną zmianę i tężenie miękkiej plastelinki np. przy misce/kości/w przytulankach nałóżkowych. Oczywiście, prowokuję go do zabaw ze mną w przeciąganie - on może skakać, warczeć przy trzymaniu, warczeć przy podnoszeniu go, gdy właśnie "wyrywa" mi zabawkę, mi wolno go wtedy przepychać, przytrzymywać, markować uderzenia, oddaję mu zabawkę/smycz, którą natychmiast wtyka z powrotem z prośbą o jeszcze ale od zawsze pilnuję, by kończyć zabawę w chwili nakręcenia psa cichą komendą "puść" i przejściem do nawet najprostszej sekwencji posłuszeństwa. Przy takiej zabawie cały czas jest taką właśnie plastelinką. |
Się zapytam, ile ma szczyl?
To co Ci zaprezentował wygląda jak sygnał grożący,(bo to, że machanie ogonem ma różne znaczenie to wszyscy wiemy ;) ) ale nie opisałaś czego od niego wymagałaś i jak chciałaś to wyegzekwować. Czasami psy nie wykonują komend przez naszą niecierpliwość, i za szybkie i chaotyczne nakierowanie ich. Dochodzi do braku komunikacji i pies serio, nie wie o co chodzi. Moja CzW nie jest, ale dla przykładu: jak ma nie do końca uwarunkowaną komendę, a ja za bardzo się pospieszę i podnoszę wymagania np. chce by zareagowała na sam gest czy komendę, bez prowadzenia, a ona gapi się na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. Wtedy po prostu się cofam i nie daję się ponieść ambicji. ;) Nie wiem co Ty chciałaś zrobić i jak wyglądała dokładnie sytuacja, ale jak pies mi głuchnie to go ignoruję przez chwilę i wracam do tego czego wymagałam przed "ogłuchnięciem". |
Quote:
Quote:
- ej, nie podoba mi się ta ręka tutaj bo ja teraz będę robił cyrk i się odstawiał, - no weź, nie wygłupiaj się, daj spokój (jego normalne rozładowywanie napięcia i sygnał, że presja jest zbyt duża), - zabieraj łapy, bo jak nie.... To drobiazgi ale moim zdaniem warto zwracać na nie uwagę. Nie trzeba z psem "iść na noże" i rzucać go od razu w takiej sytuacji na glebę a można spokojnie starać się zrozumieć, co pies chce przekazać, budować porozumienie i - przy okazji - swój autorytet. |
All times are GMT +2. The time now is 05:57. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.1
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
(c) Wolfdog.org