![]() |
Quote:
Lorka robi waruj na komendę, ja staję na nią okrakiem i przykładam rękę do jej głowy, właściwie bez ucisku, bo sama kładzie się płasko. Nie ma w tym przemocy, siłowania się, robię to wyłącznie wtedy jak mi się szarpnie do obcej suki albo wystraszy kastrata i wszystko trwa może 20-30 sekund. Raczej chodzi mi, żeby się uspokoiła i żeby dotarło do niej, że mi się jej zachowanie BARDZO nie podoba. I tak najgorszą karą dla Lorki jest jak przestaję do niej mówić, nie widzę, nie słyszę, totalnie sukę ignoruję . Ale tej kary używam niezmiernie rzadko, właściwie tylko wtedy gdy JEJ bezpieczeństwo przez NIĄ jest zagrożone. |
Quote:
Odprowadzenie Urcia gdzies obok gdy burczy jak dzikus na samca jest niemozliwe, wystarczy ze lekko napne smycz a on wystrzela, dlatego kombinuje jak moge, stad jak pisalam pomysl lapania za pychola, dzieki temu nie napinam smyczy, a on na moment zauwaza ze nie jest sam i zwykle wystarczy to by sie posluchal i bysmy w miar spokojnie mogli gdzies odejsc. A kiedy on sie fiksuje na samce to prawie nigdy nie mam mozliwosci przywiazania go, a do tego w Poznej pokazal ze przywiazanie go do drzewa gdy ja jestem kilka metrow obok a na przeciwko jest samiec daje nic, a wrecz nakreca go bardziej, tak sie nakrecil na Ulvara ze byl w stanie rozerwac zapinke od obrozy i wystrzelic. Musialabym sie schowac a i tak nie gwarantuje to ze nie wykorzysta sytuacji. Powtorze, glebe stosujemy nad wyraz rzadko, poki co dziala wziecie za pysk, wiec korzystam z tego, ale jesli bede musiala go zglebowac to zrobie to. Moze Ty nie masz takiego problemu z psem, coz ja mam, on jest w takim wieku gdy mu hormony buzuja, kazdy samiec jest konkurencja a kazda suka jest do pokrycia, taka jest natura a ja musze wybrac jak sobie z tym poradzic by bylo nam latwiej. |
Quote:
Quote:
Osobiście nigdy glebowania nie stosowałam i nigdy tego nie zrozumiem. I to nie ze względu na 'krzywdę', a czas jaki ta czynność zajmuje. Dla mnie (a widziałam z boku kilkanaście razy) dawno jest po reakcji na sytuację, za to rozpoczyna się czysto ludzkie w pojęciu, rozciągniete w czasie, dziwne misterium przewalania, przygniatania...oba osobniki zasapane i...zero efektu. Za jakiś czas pies znów próbuje. Ale dla fanów zapasów z psami-pewnie to może być fajne:) Skuteczność reprymendy działa dokładnie tak samo, jak klikanie. Musi być w punkt. I działanie musi być takie, aby wybiło psa z rytmu. Szybki strzał i sekundę później cały arsenał psich, naturalnych sygnałów-odwróćenie bokiem lub tyłem, odejście łukiem, przyblokowanie kolanem po łopatce. Z moich osobistych doświadczeń (mówię o sytuacji stroszenia się dwóch samców do siebie) najlepiej sprawdza się odwrócenie delikwenta od wroga i zwiększenie dystansu. Zmuszenie go do podążania za sobą - na wykonywanie komend w takim momencie bym nie liczyła:twisted: Najtrudniej jest gdy pozwoli się obu psom na wbicie w siebei wzroku - pierwsze, co warto zrobic to przerwać to wpatrywanie, wtedy jest szansa na dotarcie do psa. Co z tego, że pies grzecznie siedzi, jak cały jest świdrującym spojrzeniem i mamy 100% pewności, że po spuszczeniu poleci do wroga? To niczego nie uczy.Brak burczenia w takim momencie nie jest naszym sukcesem. |
Quote:
Osobiście miałam u siebie przegląd większości charakterów wilczaków, jak już pisałam nie jeden raz tutaj , pierwszy najgorszy ;) Dona była moim poligonem doświadczalnym, była jednym z tych "wredniejszych" i dużo mnie pracy kosztowało by stała się świetną suką, przyjacielem rodziny, i psem który zdobywa laury na wystawach. Przerobiłam z nią większość szkół w Krakowie, dlatego teraz wiem które mogę polecić a które nie, w końcu SAMA doszłam do tego jak nasze relacje mają wyglądać i było już ok. Nie miałam wsparcia w hodowcy, środowisko było jeszcze niewielkie (to były czasy ! ) jak zaczynałam przygodę z wilczakami rodził się miot A z Peronówki....:) :) Brakuje mi czasem tamtej atmosfery , że można było zapytać o wszystko i nie dostawało się zaraz po uszach. a co z innymi charakterami? Blitz NIGDY nie skarciłam, w żaden sposób, w jej przypadku szkolenie klikerowe była strzałem w 10tkę! była na nim mega skupiona, szybko łapała komendy... Zula była zachwycona ;)ale co wilczak to inny charakter. W daniu "po pysku" nie widzę nic złego, jeśli tego środka użyjemy odpowiednio, jeśli wychowujesz psa od małego, odpowiednio , nie skoczy Ci do gardła...... I jeszcze jedno wspomnę...bo to temat troszkę pokrewny, polecam lekturę tego tematu : http://www.wolfdog.org/forum/showthread.php?t=13848 Z Forim jeszcze lata temu rozmawiałam, podziwiam ją za odwagę którą się wykazała pisząc ten tekst oraz za "całokształt " Właściwie takie posty powinny być lekturą obowiązkową przed kupnem szczeniaka. |
problem jest taki ze ludzie boja sie pisac o problemach bo to ich stawia w zlym swietle, bo ktos pomysli ze oni sobie nie radza i nie zasluguja na wilczaka, bo jak sie cos napisze to potem sa pretensje sie stosuje taka metode a nie inna.
Coz my nie jestesmy idealni, popelniamy bledy i sie z tym nie kryje. |
Quote:
Magda przywołała 'stare, dobre czasy'...tak, wtedy było 'normalniej'...echh.... |
Quote:
Hmmmm......:roll: Zrozumiałaś doskonale, ale "zbanalizowałaś" sytuację. :p U nas jest tak, że psy zalegają na łóżkach/kanapach/fotelach, więc nie burczę na nie, gdy się tam moszczą. Ta sytuacja była nietypowa i.... błyskawiczna. Gdy Laila siedziała na fotelu gapiła się na ciastka, ja jej tłumaczyłam, że może się gonić, bo swoją porcję już zjadła, ona pomrukiwała, puszczała mi oczka, trykała nosem w ramię, a ja nic, że niby twarda jestem jak skała. W końcu dziecko nie wytrzymało /przecież każdy z nas ma swoje granice/, zrobiło skok w górę jak sprężyna i na czterech wylądowała przy klawiaturze /w sumie zawsze coś -mogła ją przecież rozwalić/ z pyskiem nad ciasteczkami. Jak ona oblicza te skoki, to ja nie wiem, ale precyzyjna jest cudownie. I w tym momencie przeżyłam szok, spojrzałam groźnie i wydałam komendę by zeszła. Ale ona była lepsza w tej konfrontacji: załatwiła mnie spojrzeniami i uśmiechem z lekko złożonymi uszami. Miała, co prawda, problem z powstrzymaniem śliny zezując na markizy, ale udawałam, że nie widzę. 8) No i skokietowała mnie, larwa, obrzydliwie.... uległam. :p Zero konsekwencji, stanowczości, zasady poszły w pinezkę się rąbać..... Ale wyraz szczęścia na mordzie -bezcenne! Tak więc.... wtrąbiła ciastka na biurku! Ale uwierz, Laila całuje wspaniale. :twisted:I albo będę miała cały dziób w liszajach, bo nie wiem w co się wcześniej lizała, albo nie będę miała, bo ślina psów działa antyseptycznie... To w zasadzie był wyjątek, ale u nas regułą jest uleganie nieszkodliwym /!/ wyjątkom. Inaczej byłoby nudno....... ;-):lol::lol::lol: O Panie Buczku, ależ jestem niepedagogiczna! /Ale za to bardzo ludzka z tymi swoimi błędami i potknięciami/ :rock_3 |
Quote:
Wiesz, po Poznej gdy Urcio burczal jak dzikus, gdy ze spotkania ma na WD tyle zdjec w kagancu, pewnie wiele osob sobie swoje pomyslalo jaki to on okropny, spoko, ja jestem na to przygotowana, niech na niego gadaja mnie to zwisa, ja bede robic swoje, kto go poznal to wie jaki jest, poza tym gdyby nie to burczenie to nie mialabym na co narzekac, a bez narzekania na niego byloby dziwnie ;) kto mnie zna wie o czym mowa ;) |
Quote:
Quote:
E tam, zasady to już sobie poszły wcześniej, w momencie gdy ona żebrała na siedząco, a Ty uległaś, zamiast ją odesłać "w czorty", czyli na miejsce. :D Ale skoro robisz to z pełną świadomością i taki macie swój "styl obcowania", który (jak widzę) obie strony rozumieją, akcpeptują itd., to nie ma co tu nad tym dywagować. :p |
Chciałam dopytać, bo jesteśmy w temacie 'pacyfikowania' różnych psich numerów.
Więc się zdziwiłam. Ale już mam pełną jasność. Co do podejścia pedagogicznego-moje zdanie jest takie, że masz to, co akceptujesz i co chcesz. netah wyeliminował skakanie i łapanie zębami w zabawie-bo mu to przeszkadzało, ja miewam te zabawy cały czas (choć z wiekiem wyraźnie rzadziej). Kogoś oburza spanie psa w łóżku-u mnie to normalne. I tak samo z włażeniem na stół i wyjadaniem z talerza - to Wasze zasady i nie budzą mojego oburzenia, mimo, że u mnie w domu to się nie zdarza:) Wolnoć Tomku...:) Quote:
Czytając forum widzę, że zjawisko (trudnego okresu i prób radzenia sobie z nim) jest powszechne. To po prostu trzeba przejść, jak się da-najrozsądniej, co wcale nie jest łatwe. Ale najpiękniejsze jest to, że widzisz jak każdy szuka swojej ścieżki, próbuje znaleźć odpowiedni (do swojego i psa charakteru) sposób na wyjście z tych trudnych chwil. I boli, gdy jakiś pies dostaje 'łatkę' tylko dlatego, że razem z przewodnikiem są na początku właściwej drogi, bo za 2-3 lata te bure będą psami, przy których kolejni amatorzy rasy wpadną po uszy i koniecznie będą chcieli mieć wilczaka - zupełnie nieświadomi tego, co ich przejściowo czeka:) I tak-gdyby udało się wyeliminować te durnowate, pobieżne opinie, często krzywdzące i ludzi i psy - o wiele łatwiej byłoby odnaleźć złoty środek tym, co aktualnie go szukają. A ponieważ pozwoliłam sobie nieco wywlec naszych towarzyszy weekendowych szaleństw, to na koniec słowo uznania dla nich, bo to ludzie, którzy naprawdę bardzo się starają i mimo, że czasem sami nie widzą rezultatów, to ja daję najświętsze słowo honoru - widać efekty! |
Quote:
|
Oj, Gaga, Gaga..... :lol:
U nas psy nie jedzą z nami z talerzy i nie łażą po stołach(*) -w końcu jakieś zasady muszą istnieć... 8) /nawet u mnie/ Co innego "mycie wstępne" w zmywarce przed jej włączeniem lub ta konkretna sytuacja z biurkiem. To był zaskakujący wyjątek i dlatego Laila "wybiła mnie z rytmu". I muszę sprostować/zaprotestować: SAMA -RĘCZNIE karmiłam ją ciastkami! .... (*)-chociaż stół na tarasie to specyficzne miejsce i fajny z niego widok..... :roll:od czasu do czasu młoda lubi się na nim uwalić, gdy bladym świtem siorbię przy nim kawę zaciągając się "śniadaniem".......;-) ... Taaaak.... obie akceptujemy siebie i się rozumiemy. Jesteśmy na poziomie: ja jej puszczam oczko a ona się uśmiecha.... Wilczaki są super!!! |
Quote:
|
Ależ się wątek rozwinął, istna kopalnia doświadczeń - za jakiś czas będę miała co czytać :shiny
Quote:
Niemniej jednak - tu chyba nadal sprawdza się teoria, że ile psów, tyle metod. Jeden lepiej zareaguje na odciągnięcie go od drugiego samca smaczkiem i wykonywanie komend, innego z testosteronowego amoku lepiej wyrwie psztyczek w nos, krzyknięcie, czy odwrócenie głowy od przeciwnika ;) Chyba każdy musi po prostu ze swoim psem dojść do tego w jaki sposób radzić sobie w takich sytuacjach. Quote:
Robić się nie chce po prostu... |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Quote:
|
Wróciłam i ja do tego wątku sprzed lat, starsza o kolejne lata z wilczakiem i wśród wilczaków i zjawiła mi się nowa refleksja. Trochę z boku wątku Forasa (mam nadzieję, że u Ani i Forasa wszystko w porządku), trochę z obserwacji mieszanego stada, z którym mamy przyjemność spacerować i trochę z tematu 'rola zabaw w rozwoju zwierząt'. Mam nadzieję, że jeśli Ania czyta, to mi wybaczy nawiązania do ich traumatycznych przeżyć.
Pojawia się we wspomnianym wątku motyw komunikacji z psem na poziomie kontrolowanego tonu głosu i suchych poleceń. I zastanawiam się, jak duży ma wpływ na kształtowanie zachowań naszych psów-zabawa. Czysty, durnowaty czasem stan głupawki, robienia rzeczy pozornie bez sensu, które mają po prostu podnosić poziom endorfin. Na ogół zestawiamy musztrę z mizianiem i ciumkaniem do psa, a to są skrajności (swoją drogą, w procesie wychowywania psa szalenie ważne są wyraźne granice czasowe miedzy reprymendą i późniejszymi wyrazami 'miłości' - zbyt szybkie przejście z jednego stanu, do drugiego może u psa wywołać skojarzenie z zachowaniem submisyjnym, co zdecydowanie stawia nas na niepożądanej pozycji). Pośrodku zaś jest miejsce na zabawę, irracjonalne zachowania, nagły wzrost energii (znane wszystkim 'kółeczka szczęścia')...po prostu czyste wygłupy. Być może jest tak, że możliwość pobycia w takim stanie, pozwala organizmowi na uporanie się ze stresem, napięciem i w efekcie na uzyskanie równowagi. A to z kolei skutkuje bardziej przewidywalnym, zrównoważonym psem:) Obserwuję własnego psa, który wyraźnie gaśnie bez towarzystwa i w zaskakujący sposób młodnieje gdy ma możliwość beztroskiej zabawy. Obserwuję nasze spacerowe stado, które ponad pilnowanie hierarchii przekłada wygłupy. I to się dzieje tylko między nimi ('czujący się miszczem' i pokazujący to każdemu samcowi Chey nie ma problemów aby półtoraroczniaki czy dwulatki wskakiwały mu na głowę, żeby się pod nimi kłaść i dawać zagryzać czy ganiać w berka). Wszyscy trąbimy o socjalu, szkoleniu, a może tak dodać do tej listy obowiązkowe zabawy? Takie czyste, durne i pozornie niczemu nie służące? Ja widzę wyraźny wpływ tych zabaw na późniejsze zachowanie Cheya, jak w weekend 'spuści parę' w wygłupach, nie miewa wyjść z domu z ogonem na sztorc i miną "komu by tu wtrąbić". |
Mądre co piszesz :)
I chyba wszyscy tak naprawdę gdzieś w głębi duszy o tym wiedzą... ale faktycznie nie mówi się o tym jak pozytywny wpływ na psa może mieć takie "spuszczenie pary" podczas wygłupów i zabaw... najwyższy czas to zmienić :) Także zamiast siedzieć na forum i "marnować czas" wszyscy wióra na dwór pobawić się z psem, i to już - raz, dwa! :cool: |
Quote:
|
Spryciula..... :lol:
Quote:
Chcesz nas pogonić od tematu, bo nie masz czasu czytać i się wypowiadać. Jak są kolejne posty, to kusi wejść w temat, a jak cisza, to spokojnie można popracować w AutoCad-zie.....;) Poćwicz silną wolę, a my tu jeszcze "potrukamy". :shiny Temat tak pięknie ewoluŁuje..... ... Ja teraz spadam -koszenie to mordęga, ale samo się nie zrobi..... Ale Wy się nie krępujcie -w przerwie nadrobię lekturę, bo coraz bardziej pasjonująca. :lol: .................................................. .................................................. Anula, ostatnio usłyszałam piękne określenie na pewne "preferencje": vaginosceptyk. Może Bies po prostu chce być "na czasie"........8) /"żeby życie miało smaczek......."/ |
Quote:
Quote:
|
Quote:
|
"Kółeczka szczęścia"?
Świetne określenie. Czasami mam tylko obawę, że w lesie kiedyś Beryl nie wyrobi i pieprznie w drzewo. Glebę zaliczył nie raz, kiedy "poślizg" przestał być kontrolowany. I nie pomógł czterobutowy napęd. Oprócz tego mamy zabawę w udawaną walkę - ale nie wiem czy to najmądrzejsze pod przyszłościowym kątem. Próbuję go trzepnąć w kark jedną lub drugą ręką tak aby nie złapał mnie zębami i tak, aby zabawa nie przekroczyła pewnych granic. Pełno zmyłek, podskoków, jednym słowem szaleństwo. Co do żarcia, to jednak obowiązują dość surowe reguły. Czeka grzecznie aż zjemy i z reguły udaje obojętność leżąc spokojnie, ale wystarczy, że ktoś wstanie od stołu, to on też jest od razu na nogach. |
Quote:
Quote:
|
Quote:
Quote:
|
A zdarza się Wam grać z burymi "w łapki"? U nas sucza sama inicjuje tę zabawę, gdy leży na kanapie i nagle kładzie łapę na ręce. Człowiek błyskawicznie przykrywa ręką łapkę, a ona z powrotem na górę... itd w coraz szybszym tempie, aż któreś wypada z gry. Świetnie się przy tym bawimy! :)
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Coz szukam innej drogi by dogadac sie z Urciem, mam nadzieje ze to nad czym teraz bedziemy pracowac pomoze tez w walce z jego namietnym burczeniem. Poczekamy, zobaczymy :) |
Quote:
Więc tego typu zabawy zostawiliśmy na użytek własnego grona. W sumie cały wic z zastopowaniem, z możliwością szybkiego przerwania tych wygłupów, co czasem nie jest łatwe, bo pies nakręcony a oczy czarne i szalone:) |
Quote:
Quote:
Quote:
Po analizie wszystkich postów nie zdobył bym się na stwierdzenie, że trzymanie wilczaka twardą ręką niesie takie skutki a ciamkanie i pełen luz (albo też luz kontrolowany, ale jednak w dość szerokich granicach) niesie skutki inne. Wygląda na to, że i tak i tak można się dochować super przyjaciela. Inny pies... inne podejście... efekt ten sam. |
Quote:
Ale z szarpnięciami też trzeba uważać, bo w niektórych przypadkach chcąc wyeliminować agresywne wyskoki, można zupełnie niechcący uwarunkować psu, że "jak ten drugi pojawia się na horyzoncie to dzieje mi się coś nieprzyjemnego w szyję... to na pewno przez niego, nienawidzę go!" i nakręcić go na przeciwnika jeszcze bardziej :lol: Quote:
Edit: Quote:
Ja też kiedyś trafiłam na ten wątek, kiedy przewijałam się tu jeszcze jako gość-duch i po lekturze byłam szczerze przerażona i tylko utwierdziłam się w moim nabytym już wcześniej przekonaniu, że wilczaki to bestie "z piekła rodem" - i ja owszem bardzo chętnie kiedyś podejmę wyzwanie... ale kiedyś, kiedy będę już na coś takiego gotowa (czyt. będę "nadczłowiekiem" :twisted:) W międzyczasie poznałam wilczaki na żywo, na spacerach, obserwowałam mniej więcej w życiu codziennym z właścicielami i trochę rozwiało to moje wcześniejsze "wątpliwości"... także naprawdę ciekawie było przeczytać to dzisiaj drugi raz z perspektywy czasu ;-) |
Quote:
Proszę nie podejmuj rękawicy, bo jej nie rzucam. Tak mi się przypomniało. :-)) |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Powyższe stwierdzenie wydaje się prawdziwe ale po mojej obserwacji właścicieli różnych ras widzę jedno - dla większości trzymanie "twardą ręką" to BICIE(nie glebowanie) psa bez opamiętania a "pełen luz" to rób co chcesz, jak chcesz, komu chcesz... ogólnie patologia na całego. Rona wtrąciła na początku zdanie które wydaje mi się kwintesencją tego co oznacza wychowanie choć oczywiście i nagrody i kary należy stopniować...więc wg mnie czasem "twarda ręka" a czasem "z miłością" :lol: ale to zależy od zbyt wielu czynników żeby można to ubrać zero jedynkowo... Quote:
|
Quote:
I jak tu nie uczyć się od psów!!! :rock_3 PS. Pan zdążył pochwalić się, że wyżlica po szkoleniu jest!:twisted: |
Quote:
|
Chyba się kiedyś musimy wybrać na te legendarne błonia. Aczkolwiek bez owiec, to już nie ta sama łączka. Wrócą?
To dopiero było wyzwanie dla... słabo reagujących na przywołanie. |
Quote:
Nie nazwał bym też biciem krótkie i szybkie trzepnięcie delikwenta z liścia, delikwenta który pokazał ząbki, lub namolnie próbuje skakać po mnie skoro sobie tego nie życzę. I głęboko mam jego szkolenia skoro się nie potrafi zachować ani on, ani tym bardziej jego właściciel. Biciem psa bez opamiętania nazwałbym lanie smyczą psa w kagańcu. Tylko co tym można osiągnąć oprócz strachu przed jego zdjęciem? Psy trochę jak ludzie (tylko proszę - nie zarzucaj mi Gaga, że to porównuję), każdy ma inny próg wytrzymałości po przekroczeniu, którego będzie się bronił i wykorzysta taką broń jaką ma. |
netah tak po prostu napisałem o mojej obserwacji po już chyba tysiącach rozmów które przeprowadziłem w tym jakże krótkim czasie posiadania małego potworka :twisted: Natomiast odnośnie liścia to z tym naprawdę powinno się uważać(pominę czy taką karę pies rozumie czy nie) bo gdybyś mojego synka strzelił z liścia po tym jak warknie to gwarantuję Ci, że jechałbyś do szpitala na przyszywanie palców :lol: - poza tym to kochany wilczaczek ;)
ps. z powyższego nie wyciągaj wniosków, ze sobie na takie zachowania z jego strony pozwalam bo tego NIGDY nie robiłem i nie robię. W chwili obecnej każde spięcie ma dużo łagodniejszy przebieg niż na początku - od 2-3 mc chyba zrozumiał, że jestem bardziej upierdliwy, wredny, (wymieniać można by długo :rock_3) od niego... Pozdrawiam ;) |
Quote:
phi...;p |
Quote:
Quote:
|
Quote:
Ileż tam było wezwań różnych służb - ludzie donosili do SM i do TOZ że jakaś owca utyka, że psy są przywiązane na łańcuchach (gdyby nie były, to psia krew lałaby się równo!), że wody w miskach brakuje, itd. Kontrola za kontrolą, bacowie co chwilę musieli tłumaczyć się, że nie są wielbłądami. Żeby było zabawniej owce nie chciały skubać brudnej miejskiej trawy, więc trzeba im było przywozić czystą :twisted: Cepelia na kółkach!:twisted: Na szczęście po (przegranych!) wyborach Jacek Soska im odpuścił i mogli wyjechać 2 tygodnie wcześniej 8) Do pierwszych śniegów wielkie połacie Błoń śmierdziały niemiłosiernie, a właściciele drżeli, że psy zarażą się motylicą. Dlatego o owcach mi nawet nie wspominaj:twisted: Co karcenia psów.... znacie pewnie wierszyk "wy nie wiecie, a ja wiem, jak rozmawiać trzeba z psem" 8) Każdy właściciel wychowując psa wypracowuje sobie kod porozumiewania się z nim, dlatego powtórzę to, co kilka lat pisałam w którymś z tematów - nie ma uniwersalnych rad, bo nie ma uniwersalnego języka. Poza tym każdy z nas inaczej reaguje, inne rzeczy jest w stanie tolerować, a inne odpuszczać. Mnie tam zerwanie komendy aż tak nie przeszkadza, żebym musiała za to psa karać (oprócz okazania lekkiej dezaprobaty) , bo sama nie znoszę komend, ale np. mruczenia przy misce czy kości bym nie zdzierżyła. Może mruknąć przez sen jak ją przesuwam, ale za ostry warkot na obcą sukę ZAWSZE dostaje reprymendę, a za grzeczne przejście na luźnej smyczy pochwałę i mizianko za uchem. Nigdy nie wyskoczyła do człowieka, więc nie było potrzeby reagować, ale jestem w 100% pewna, że tego bym też suce nie darowała. Oczekuję od burej, że nie będzie żebrać, a jeśli spróbuje, to jedno NIE wystarczy, żeby sobie poszła. Może sobie leżeć na naszej kanapie, ale na ciche i grzeczne "zjeżdżaj" jest błyskawicznie na podłodze. itd. Tak, jak Gaga pisała: każdy nas ma inne wyobrażenia o "grzecznym psie" i bez sensu jest autorytarnie narzucać swoje innym. :) |
Quote:
Naprawdę chciałabym wiedzieć (albo z drugiej strony może jednak nie), jaki jest tok rozumowania (?) kogoś, kto wpada na taki pomysł. :D :D Nie wiem czemu, ale jakoś dziwnie kojarzy mi się to z próbami uczynienia na siłę z naszej ulicy Mariackiej "centrum kulturalnego" Katowic. :D :D |
Quote:
Na szczęście! :p Quote:
To też w jakimś tam stopniu zależy od ludzkiego poziomu potrzeby dominacji i bycia słuchanym. Czynników działania jest wiele..... Quote:
Quote:
Aczkolwiek fajnie poznać czyjeś zdanie -uczymy się całe życie. Chociaż ja osobiście wolę się uczyć od "starych wyjadaczy" /tych z doświadczeniem w realu -od nich nawet narzucanie jest ciekawą nauką :p/, niż od młokosów pokolenia Y..... chociaż słucham.... czasami tak pięknie opowiadają kocopały..... prawie jak ja, gdy "fazuję" pure-nonsense-ami...... :lol: ... Dzisiaj trochę burczę, bo mam nieuzasadnioną antropomorfizację w kierunku likantropii....;-) |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Szkoda, że Przemek się nie odzywa w temacie... |
Quote:
Raz nawet to przedstawienie zepsułam, bo podeszłam i spytałam Głównego Organizatora przed kamerą lokalnej TV kto będzie sprzątał po owcach :p, Dowiedziałam się że w UE nie ma wytycznych na temat sprzątania po owcach, więc nikt.:twisted: Quote:
|
Quote:
|
Quote:
Quote:
Ale przynajmniej już wiem, czemu jedna i druga sytuacja (i słusznie) wydawała mi się podobna... |
Quote:
.... Avgrunn, Szanowny burczy i to jego jedyne wyrażenie uczucia dezaprobaty?.... nie planuje czegoś więcej? Bo wspomniałaś o kagańcu..... I czy ma tę "skłonność" do wszystkich samców bez względu na ich wiek? Jaki ma stosunek do podrostków /->Ozzy/? Wiesz..... chciałabym się mentalnie przygotować na ich pierwsze spotkanie ;-) .... |
Quote:
Quote:
Kaganca z reguly mu nie zakladam, niestety w Poznej nie mialam zamiaru miec oczu dookola glowy, wiele psow latalo luzem i do niego podchodzilo, czasem prowokowalo, a chcialam by byl wsrod psow i ludzi, wiec dostal namordnik dla bezpieczenstwa swojego i innych. W domu na spacerach miastowych jest tylko na smyczy bo nie ma tutaj jakiejs wielkiej pasji "mordowania" najczesciej burknie jest fuj i jestesmy w stanie isc dalej, kiedy na wspolnych spacerach jest luzem to ma namordnik w razie wyskoczenia jakiegos samca, a w kagancu i bez smyczy jest taki kochany i trzyma sie bliziutko :) Z Ozzym nie wiem jak sie zachowa, w Poznej byl Mandzur, ktory ma 10 miesiecy, balam sie ze bedzie chcial go zjesc ale Urcio wzial go za dziewuche i robil do niego podchody. Urcio ma kilku swoich ulubiencow, lubi Narsila, Sheytana, troszke fochuje na swojego Vukusia, ale to ustawimy do pionu, no i bez wzajemnosci kocha Zorana i Imbusa :) ale wczoraj sie cieszyl na doroslego bordera, a jakies czas wczesniej na wystawie na prawie rocznego bullteriera, wiec ja nie wiem jaka jest zasada u niego. Trenerka mowila ze on nie jest agresywny i ze tak naprawde to nie jest jakis wielki problem, po prostu musimy na teraz zmienic priorytety. |
Quote:
Mruczenie przy misce niestety pozostało... kłaniają się błędy młodości. Tzn. nie ma problemu z karmieniem z ręki, nie ma tez mruczenia jeśli od początku posiłku jestem przy misce i drapię, i głaskam, i takie tam. Ale jak dam i sobie gdzieś pójdę a potem wrócę, to już zamruczy... ale i tak mu wsadzam rękę do żarcia. |
Quote:
Aha, nie chcę powielać wątków, które tu już obszernie ujmują problem oduczania warkotów przy miskach, ale są lepsze metody, niż ta (przynajmniej wg mnie). Quote:
|
Quote:
1. (do korekty przez Rybkę) psy dopiero w okolicy 10 miesiąca życia zaliczają ten porządny 'wyrzut testosteronu', który powoduje, że samce przestają je traktować jak szczeniaki. Ta granica jest bardzo umowna, ale np. u nas ładnie się sprawdza- pytam o wiek i wiem czy pozwolić na zapoznanie czy nie. Uwaga! Nie działa u wilczaków:D 2. Narsil (oraz nasz warszawski Banner) to wilczaki, które oprócz braku ochoty na durne bójki, do perfekcji mają opanowane pokazywanie postawy pasywnej wobec innych. Są w tym tak mądre, wyważone, czytelne i skuteczne, że dorosły samiec napnie się i...zostawia je w spokoju:) 3. Mowa ciała innych psów. Tu przegwizdane mają husky, malamuty (ogony nad grzbietem), fajnie mają bullowate bo ich styl poruszania się przypomina pląsy zapraszające do zabawy. Reszta-standard książkowy-w zależności jak podejdą, takie będzie przywitanie. Dowolny samiec, który się zatrzyma i poczeka aż Chey podejdzie, wytrzyma to - ma w Cheyu przyjaciela. Włos mu z głowy nie spadnie (no chyba, że linieje). 4. Psy gadatliwe: wszelkie szczeki, powarkiwania i generalnie brak ciszy to zły znak. Wkurzają Księciunia:) Oczywiście histeryczne, kłapiące, odskakujące suki mają taryfę ulgową, jego histeryczna baba nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. NO i zbytnie rozentuzjazmowanie - noooo panie dzieju.....to się kwalifikuje do natychmiastowego uciszenia (z liścia i w glebę):) To są moje obserwacje, które szalenie ułatwiają nam życie. Dużo nam dały filmy Cesara Milana - watek podchodzenia do płotu. Pozwoliłam na takie podejścia pod warunkiem, że nie ma od razu startu wzdłuż płotu. Okazuje się, że 99 % takich spotkań kończy się w ciszy i w rozejściu się psów. Co więcej - tych zrywów jest znacznie mniej (pojedyncze przypadki). Super sprawa, bo psy bezpieczne i dają radę same się dogadać. Wyjątki-histeryczne suki, które nie przestają szczekać, ale wtedy Chey olewa i odchodzi. avgrunn - spróbuj sobie zrobić taką listę, to pomaga, bo zawczasu wiesz co może się zdarzyć i jak zareagować. U nas dało to tyle, że często w ogóle nie muszę nic robić:) |
Quote:
|
Gaga, u nas jest mniej wiecej podobnie, choc wiadomo Urcio jest bardziej drazliwy od Cheitana. Cheitan jest dojrzalym panem, a Urcio to szczyl, ktoremy we lbie glupoty. Tak jak Narsila bardzo lubi, tak do Banera startowal non stop, chlopaki nie mogly nawet luzem biegac razem gdy Uro nie mial kaganca na pycholu, przy kazdej konfrontacji Baner sie zachowywal cudownie olewniczo w stosunku do mojego gnojka.
Netah, a co robisz jak on warczy gdy mu reke wkladasz do miski? |
I za to Cię Gaga lubię! :lol::lol::lol:
Quote:
To stwierdzenie doprowadziło mnie do głośnego śmiechu, bo jest to najprawdziwsza prawda w kilku aspektach u wilczaka.... Serio,serio! 8) Już człowiek sobie poobserwuje psy, poistnieje z innymi rasami, wyrobi poglądy i metody, weźmie wilczaka..... i BĘC! Ucz się człowieku od początku.... I jest szok, że przecież działało u innych psów, więc co jest z tym? Ano jest właśnie wilczak, panie dziejku!:twisted: Cóż, Avgruun.... pożyjemy, zobaczymy. Ale na pewno będzie to niezapomniane spotkanie z kilku powodów... :chaos Ważne, że jak się Urciowi zbierze na amory, to dzieci z tego nie będzie. ;-) ......... Z opinią Grin absolutnie się zgadzam. Jest jeszcze jeden aspekt, który kazał mi się szczenięcym burkotem przy misce/kości zająć.... kwestia bezpieczeństwa psa. Ja sobie nie mogę pozwolić na to by wojować z psem, gdy ten znajdzie na spacerze jakieś coś do zjedzenia. Musi mi to "bez miauknięcia" oddać. Jeszcze biegunkę można opanować, ale braku podstawowej nauki nie mogłabym sobie wybaczyć, gdyby któryś z moich odszedł.... Grin napisała o zaufaniu -to podstawa. Tylko u wilczaka budowaliśmy zaufanie od malutkiego. Laila kiedyś wbiła sobie w łapę cierń, chciałam jej pomóc, ale warczała i odchodziła -nie wiedziała, co chcę zrobić. Po kilku minutach i zabiegach dała sobie łapę opatrzyć bez warkotu. W tej chwili, gdy coś jej się przytrafi, od razu czeka na pomóc i cierpliwie znosi niedogodności. Chyba w tej kwestii udało nam się doprowadzić do zaufania bezwarunkowego z jej strony. Ja swój "wytrych" do niej znalazłam. :p |
Quote:
O sorry, zalogowałem się niechcący na małżonkę. To ja netah. |
Quote:
Pamiętałam dobrze co działo się gdy miała coś z okiem w wieku 4 miesięcy - uciekanie, bieganie po ścianach, chowanie po kątach, łapanie, trzymanie w dwie osoby, wyrywanie się... koszmar dla niej i dla nas. :( Teraz na hasło "chodź zakropić ślepia" z miejsca udawała się w kierunku lodówki, siadała i grzecznie poddawała zabiegom, nawet trzymać jej nie musiałam. Właśnie kontrast uzmysłowił nam w pełni jak bardzo nasze relacje zmieniły się od tamtego czasu. 8) |
Pozwole sie włączyć do tego wątku z własnymi doświadczeniami.
Bies ma swoje za uszami - ci, co go znają, wiedzą o czym piszę. 1. Jeśli chodzi o warczenie przy misce: dostaliśmy od hodowców psa z pakietem siad + nie warczę na rękę w misce. Wyjątkiem byla kość cielęca w pierwszych miesiącach życia. Do wypracowania bardzo szybko metodą "smak na wymianę" albo "wal się" (w przypadku Maćka trwało to niestety nieco dłużej, widać mam mocniejszą osobowość :wink:[dobrze, że moj maużonek tego nie czyta]) 2. Burczenie na innego samca zapoczątkowane w 18. miesiącu życia - walka z tym trwa do tej pory (nie dotyczy samców znanych od dzieciństwa), chociaż widzę pewne postępy, np.: mamy w sąsiedztwie około 1,5 rocznego psiaka (nazywamy go ćwierćwilczak z racji wyglądu i rozmiarów), który często nas odwiedza - przylazi pod bramę, podlizuje się Biesowi, towarzyszy na spacerach, ale próbował ostatnio Biesa dosiąść... No, i tu sie odbylo przedstawienie p.t. Gówniarzu-Nie-Wiesz-Co-Czynisz-Zaprzestań-Dla-Własnego-Dobra!!! Były warki, kotłowanina, glebowanie, ale krew się nie polała, ostatecznie Ćwierćwilczak stanął dęba ze zdziwienia i po chwili namysłu odbył się dalszy ciąg rytualnej, codziennej zabawy z gonitwą i szczypaniem w tyłek oraz kąpielą w jeziorku :). Dla mnie to był znak, że mój pies dojrzewa do tego, żeby mieć (w miarę normalne) relacje z resztą psiego świata. Oczywiście do idealu, czyli naszego poprzedniego psa Felka, mu daleko... Myślę, że to się nie ziści w życiu Biesa, ale cóż - w tym przypadku zadowalają mnie nawet takie drobne osiągnięcia, jak to w stosunkach z Ćwierćwilczakiem :) PS. Oczywiscie nie opisuje tu metody, raczej rezultat pewnych naszych zachowan. Ale wydaje mi sie, ze w przypadku tych psow (konkretnie wilczaków) znaczenie ma wiek, dojrzewanie, nabierane doswiadczen, a przede wszystkim dom, w ktorym dorastają - pełen akceptacji, ale jednocześnie określający pewne standardy zachowań. Wydaje mi się, że miłość musi być przede wszystkim mądra - ta zasada obowiązuje w przypadku miłości zarowno do ludzkich dzieci, jak i tych psich członków naszych rodzin. Ja Biesiaka staram się wychowywać intuicyjnie. Ale zdarza mi się go również rozpieszczać (ostatnio pozwoliłam mu zając puste miejsce na łóżku, wstydze sie bardzo :( ) |
Quote:
|
Quote:
|
Jeśli chodzi o michę i kości, to mieliśmy metodę łatwą i skuteczną...
Na taki "traktorek" reagowaliśmy w jeden sposób u wszystkich psów /szt.7/: podaję michę i siadam koło niej, pies zaczyna jeść, a ja na beszczela ręka w michę, on burk, ja mu po nosie i opieprz, on zdziwienie, ja znowu do michy i udaję, że wkładam jego jedzenie do ust, on burk, po nosie i opieprz, on zdziwko, ja michę zabieram i udaję że z niej paszczowo jem, pies nie ma prawa do mnie podejść, stawiam miskę i znowu "wspólne" jedzenie. Do skutku. Dochodzimy do etapu, że podchodzę do miski, pies przestaje jeść i czeka -wie, że mam prawo z miski jeść, że mogę miskę zabrać. Gdy załapie -tydzień przerwy i powtórka "wspólnego" jedzenia przez 2-3 dni, potem 2-3 tygodnie przerwy i znowu "wspólna" micha, potem 2 m-ce i "abarot". Potem po pół roku, potem po 1 roku /w ramach utrwalania/. To samo robimy w przypadku kości.../głupio wygląda gdy my udajemy, że jemy wołowe kości, ale sru tam..../ A-ha: u nas każdy członek rodziny musi tak zrobić, nawet Dzieciaki /ale One najpierw pod okiem dorosłego, potem same/. Psy błyskawicznie zatrybiły zasadę. To też jakby nauka hierarchii w stadzie: ja mogę, ale ty musisz poczekać, aż pozwolę. Może to nie pedagogiczne, może głupie, ale u nas się sprawdziło na 500%. ..... Rona.... 4 miesiące, powiadasz? U nas akcja z cierniem też była mniej więcej w tym wieku Laili..... |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
(ale może nie był wzorcowy..) |
Quote:
Quote:
Mała Lorka była wesoła, odważna, namolna, ciekawska, szaleńczo serdeczna ale niedotykalska. Gdy nie spała, miała non-stop na maksa napiętą uwagę. Do ludzi i psów była super dobrze usposobiona, każdy był do zalizania, ale chciała sama kontrolować bliskość fizyczną, więc musieliśmy długo ją "holdingować" zanim zaczęła przyjmować nasze pieszczoty z ufnością i przyjemnością, że o innych zabiegać nie wspomnę. Kira, na przykład, jest zupełnie inna - uwielbia pieszczoszki, w autobusie czy kawiarni od razu luzik, kładzie się i wypoczywa, nie jest ani trochę strachliwa, ale nie leci się witać z każdym napotkanym człowiekiem - wykazuje przepisowy dla wilczaków dystans. Z psami dobrze się dogaduje, ale im się nie naprzykrza jak Lorka w jej wieku. Rodzina, ale zupełnie inne charaktery! |
Quote:
|
Quote:
|
Quote:
|
Nie chciałam powielać wątków, ale on i tak się już powielił, zatem nie mam skrupułów. :p
Quote:
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dalej karmić go z ręki, robić sesje z kośćmi (trzymasz w ręce, pies ogryza; drugą ręką podsuwasz mu wcześniej przygotowane super pyszne kawałki, ale kości nie zabierasz, po prostu pozwalasz, żeby puścił na chwilę gnata i zjadł z Twojej ręki oferowany przysmak. Taka sesja kończy się wymianą tej ogryzionej kości na drugą - jeszcze lepszą); uczyć (doskonalić) komendy puść, itp. Właściwie wyznaję zasadę, że pies ma prawo do spokoju, gdy je i nikt "celowo" nie powinien mu przeszkadzać. Z drugiej strony, my też mamy swoje prawa, ;) a że mieszkanie małe, musimy siłą rzeczy nieraz kręcić się koło Łowcy, który gdzieś się ułożył z obgryzanym gnatem, bo akurat tego np. w danej chwili wymagają obowiązki domowe. Nauka tego nie jest trudna, a z miską chyba nawet jeszcze łatwiejsza, bo kości są z reguły bardziej bronione. Ja to robiłam w ten sposób, że zbliżając się do leżącego z gnatem (miski jakoś nigdy nie bronił) Łowcy, zachowywałam pozycję neutralną; zatem nie patrzyłam na niego, przechodziłam koło niego bokiem lub tyłem, nie schylałam się, a jednocześnie byłam zdecydowana w swoich ruchach. Chodzi o to, żeby naszą "wyzywającą" postawą niepotrzebnie nie zestresować psa. Moje zachowanie pokazywało mu, że nie dybię na jego gnata, po prostu robię swoje, on i jego gnat mnie zupełnie nie obchodzą. Co jakiś czas przechodząc w taki sposób, dorzucałam mu do tej kości jakiś przysmak (ale też bez pochylania, tak w miarę "neutralnie"). Ta metoda zadziałała bardzo dobrze. W tej chwili "latam" koło niego, zahaczając niekiedy stopą o tę jego kostyrę, przechodzę nad nim, gdy mi tak wygodniej. itd. W Twoim przypadku netach; też bym - myślę - tak właśnie robiła, przy czym istotne jest zwłaszcza na początku, żeby podejść na taką odległość, aby to jeszcze nie wywołało burczenia psa (bo jak zacznie burczeć, wtedy dorzucanie mu smakołyka jest co najmniej dyskusyjne). Stopniowo, ale nie za szybko zmniejsza się dystans, przyjmuje pozycję mniej neutralną, aż docelowo (ale to musi trochę potrwać) osiągniesz oczekiwany skutek. Pośpiech jest tu stanowczo niewskazany. :p Aha; wiadoma rzecz; to że pies toleruje przy żarciu jednego domownika, nie oznacza, że automatycznie będzie tak ze wszystkimi. ;) |
Ten pomysl z byciem obok psa podczas jedzenia jest bardzo dobry, mnie do glowy nie wpadlo, serio, bo ja jak psom daje zarcie to zawsze krece sie tuz obok bo tyle z tym roboty ze zawsze musze pozmywac, posprzatac, poukladac, tu garnek przyniesc, tam zaniesc, czasem poodkurzam, nieswiadomie przelaze kolo psow ze sto razy. Moze wlasnie to ma wplyw ze nawet te nasze starszaki zarloki daja sobie wszystko z zarciem robic. A jesli chodzi o kosci to Urcio zwykle zaczyna jesc kosc ode mnie z reki, bo jak dam mu i odejde to lajza pojdzie zakopac i czaic sie na kosci reszty psow, a juz naprawde duzo ma tych kosci pochowanych :evil: problem tylko jest taki ze on lubi jak mu kosc trzymam, taki stabilny trzymak na kosci ;)
|
Quote:
Quote:
Cały czas tez obserwuje jego zachowanie, jeśli widzę że chce wysyłać sygnały uspokajające to wydłużam mu smycz i daje możliwość swobodnego zachowania. Quote:
Nie upieram się że moja metoda jest idealna ale widzę postępy, wiem jak mój pies zachowywał się półtorej roku temu a jak zachowuje się teraz. Myślę że z wyskokami do innych psów pomogło mi to jak traktowałam szczeniaka - nie pozwalałam mu na kontakt z każdym mijanym psem tak by się pieski przywitały ;-) Nauczył się tej zasady że nie musi się bawić z każdym napotkanym psem a gdy skończył rok i zaczęły się wyskoki musiałm mu tylko pokazać że zasada nie zaczepiania innych psów dalej obowiązuje. A na szkoleniu i osiedlu poznał wystarczająco dużo różnorodnych psów z którymi mógł się bawić. ps. chyba trzeba podzielić wątek na kilka mniejszych :) |
Quote:
|
Quote:
Quote:
|
Quote:
- przy misce - podczas obgryzania kości - oddawania kości na komendę Z miską problemu nie było. "puść" mieliśmy opanowane i domowo i spacerowo (fakt, że Dewi jakoś strasznie na spacerach domowych nie szukała śmieci ale w Warszawie przy Puławskiej pułapki już na nas pozastawiane były więc było gdzie praktykować) ale namęczyłam się, aby suka zaufała nam na tyle, żeby nie burczeć gdy wymyśliłam sobie pogłaskać jej bok podczas gdy ona zjadała gnata. |
Quote:
|
To i ja napisze kilka słow w temacie...
Kazdy z naszych psiakow od małego był karmiony-miska z jedzeniem na podłodze,ja siedzialam obok michy i kazdy kęs wyjmowalam z miski i do pyszczka psiura.Jak za mocno kłapnął zebiskami to lekko palcem pukałam w pyszczek z komendą "delikatnie".Po jakims czasie pozwoliłam na samodzielne jedzenie z miski ale....Jedną ręką mieszałam w misce w żarciu,drugą głaskałam psa po grzbiecie stopniowo przesuwając rękę do pyszczka.Jeśli pies jadł i nie burczał było spokojnym głosem "super pies,dobry pies"a jak burczał znowu karmienie z miski ręką i tak do skutku. Jeszcze jeden szczegół,stawiałam miskę psiaka za każdym razem w innym miejscu na podłodze żeby gówniarz nie pilnował miejsca w którym stoi miska.Moje rece nie wygladaly najlepiej ale to trwalo tylko kilka tygodni i az tak znowu nie boli jak złapanie szczękami przez dorosłego psa pilnujacego swojej michy:rock_3 A z gnatami podobnie,pies gryzie gnatka którego my trzymamy,głaskanie i chwalenie. Dzisiaj nie mamy zadnego problemu z zabieraniem jedzenia i kosci, czujemy sie bezpiecznie, bo wiemy ze nasze psy nie odgryza reki ktora je karmi:lol: Kurde ,widze ze po ok dwóch godzinach moj post dopiero sie pojawił... |
Quote:
Moze to byl blad ze tez stosowalismy ta zasade radosnej socjalizacji, ale coz i tak z perspektywy czasu wole zeby byl jaki jest, burczenie przezyje, musimy tylko wlozyc wiecej energii w likwidacje tego nawyku. |
Quote:
Staram się kontrolować stan jego emocji zwłaszcza gdy na horyzoncie widać jakiegoś psa lub gdy mamy minąć jakiegoś szczekacza zza płotem, czasem stanę z nim w jednym miejscu na dłużej by się nawąchał, czasem zanim zbliżymy się do jakiegoś szczekającego płotu to każe wykonać mu kilka komend, czasem go masuje, a czasem wybiorę inna drogę. |
Quote:
Po roku karmienia psa z ręki, z ręką w misce, z zabieraniem jedzenia żeby dać lepszy smaczek i trzymania tego, co jadł nadal w drugiej ręce itd., co od czasu do czasu to powtarzamy tak dla sportu, nie mamy obrony miski, wszyscy chodzą spokojnie po mieszkaniu, obok psa, nad psem nie zwracając na niego uwagi. Kolejnym sukcesem jest to, że mogę mu dać kość!!!, mogę ją trzymać, mogę ją wymienić na coś lepszego, czy nawet zabrać. I znowu nadal wszyscy mogą się poruszać po domu, obok psa, siedzieć przy nim i jest ok. Drugim sukcesem jest możliwość przytulania psa, głaskania po łepetynie, ukochanym pyszczku, brzuszku. Wróciliśmy też do porannego rytuały, czyli komendy „daj buzi” i lizania mnie po twarzy – nie sądziłam, że aż tak bardzo się za tym wszystkim tęskni. Zmienił się też sposób komunikacji, rozmawiamy już na zasadzie pieszczotliwych słów, ciumkania, możliwości pogadania „twarzą w twarz”, on jojczy a ja mu odpowiadam „i co u ciebie matołku, no poskarż się jeszcze….” Tak jak wspomniała Gaga, nieocenioną rolę w tym powrocie do normalności odgrywa zabawa. U nas, o czym już kiedyś pisałam lekiem na całe zło jest rudy kumpel Forsa – Joy. To ile Joyunio zrobił, jak powoli a skutecznie rozładowywał napięcia w zabawie, radosnej gonitwie, wzajemnych przepychankach i ukochanym zagryzaniu nie da się opisać. Cudownym obrazem jest jak mój pies pozwala młodemu na zagryzanie, podszczypywanie, jak pozwala mu jeść ze swojej miski i spać na swoim legowisku, jak ten trzymający dystans dumny wilczak pozwala na wtulanie rudego łba w brzuszek, przytulanie do pyziora lub spokojny sen plecki w plecki. Wspólne weekendy, wakacje z rudym zaowocowały niezwykłą przyjaźnią i zwiększoną tolerancja dla innych psów. Mijamy się z nimi na luźnej smyczy, nie ukrywam, że czasami robimy kółko przez trawnik jak widzę, że coś psu się nie podoba i nie przejdziemy spokojnie, ale na komendę „zostaw, to szczeniak” idziemy już na luzie. Bez znaczenia jest fakt czy to pies, suka, dorosły, senior czy faktycznie szczeniak – komenda wystarcza. Mówiąc krótko, nie dopuszczam do konfrontacji, a na powitania z innymi psami pozwalam tylko jak widzę, że oba psy są zrelaksowane i że to będzie dobre spotkanie. Zdarza mi się popełnić błędy w ocenie sytuacji, ale pysio jest teraz spolegliwszy i szybciej słyszy, że ma odpuścić i siedzieć grzecznie przy nodze. Zaprzyjaźnił się też ostatnio z młodą sunią berneńczyka, której pozwalał włazić na kłąb, zdarza się suni trzymać w pysku jego smycz i ciągnąć burego za sobą i co najzabawniejsze chłopak idzie powoli, spokojnie jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Obserwuję mojego psa, „kółeczka szczęścia” radosne wygibasy, dostaję dziubki, mogę się przytulić, pociumkać i wreszcie znowu mam Przyjaciela, pięknego, mądrego z którym przeszliśmy szmat trudnej drogi, ale idziemy ramię w ramię, łapa w nogę i zgodnie w tym samym kierunku i najważniejsze nadal razem. Pozdrawiamy wszystkich serdecznie Anka z Forasem |
WOW! Warto było powrócić do starego wątku i przeczytać, że mocno się zdezaktualizował.
Aniu-niech to trwa i obojgu daje Wam radość, dzień po dniu:) Skoro już wolno, to duuuże mizianka dla kudłacza:) |
Quote:
|
Quote:
Gratulacje! |
Quote:
|
Nawet najbardziej uparty wilczak zatrybi:)
To tylko Twoja zasługa że sie nie poddałaś mimo wszystko i zawalczyłaś o przyjaciela.Kawał dobrej roboty:) Pozdrawiamy serdecznie i wymiziaj od nas Foraska:) |
Aniu, jestem pod ogromnym wrażeniem pracy, poświęcenia i determinacji.
Oby ludzi z takim podejściem jak Twoje, Kasi i Sławka było jak najwięcej. Mam nadzieję, że taki układ, jak teraz, zostanie już trwale. |
Quote:
|
Bardzo Wam wszystkim dziękujmy, szczególnie Pyzior za miziańsko:)
Też mam nadzieję że to co najgorsze mamy już za sobą i że przed nami już tylko słoneczne dni, radosny uśmiech i błękit nieba nad głową... ale się rozmarzyłam:rock_3 Wiem jednak, że to nie koniec pracy, obserwacji, wątpliwości i pytań czy czegoś nie przegapiłam, czy nie zaniechałam lub za wcześnie nie odpuściłam. Super, że są na forum trudne tematy, jak z problemami radzą sobie inni, jakie trudności napotkali i jak je rozwiązują, bo może dzięki temu czyjś pies uniknie smugi cienia a właściciel rozdzierających dylematów co robić, jak reagować, w którą stronę iść i jakimi metodami wrócić na dobrą drogę. My mieliśmy szczęście bo dało się wrócić, ale pytania o to czy się uda, czy się poddać czy walczyć dalej długo nam towarzyszyły... Wydawało mi się, że wiem jak wychowywać, szkolić, prowadzić psa, ale rasa mnie przerosła. Jestem tylko człowiekiem i popełniłam błędy za które musiałam zapłacić - najważniejsze, że nie była to najwyższa cena. Bo czym jest moja zraniona duma, poczucie porażki i wstydu, że sobie nie poradziłam w obliczu życia psa, w obliczu dwóch lat walki o powrót do normalności? |
Przepraszam, że jak zwykle zamknęłam Wam dyskusję na dobrze rozwijającym i wielowątkowym temacie, choć nie było moim celem aby tak się stało. To jest powód dla którego tak sporadycznie zabieram głos;)
Pozdrawiam Anka z Forasem |
All times are GMT +2. The time now is 01:11. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.1
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
(c) Wolfdog.org