View Single Post
Old 15-07-2014, 12:05   #170
Puchatek
Senior Member
 
Join Date: Sep 2009
Posts: 1,330
Default

Trzeba trochę temat odkurzyć, bo pajęczyną się zaciągnął.....
Dzisiaj o bajkach, w których najważniejszy jest morał, bo czy dobrze czy źle się bajdurka kończy jest punktem widzenia danego bohatera....
Sławomir Mrożek „Wybór dramatów i opowiadań”; Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1975 str. 217-219
***
"...Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, znajdowała się w towarzystwie pułkownika, który, zbliżywszy się do niej, jedną ręką podkręcił wąsa, a drugą włożył głęboko za jej dekolt. Jestem chłopcem ufnym i pogodnym, toteż nie zdzi­wiło mnie to wcale, ponieważ sądziłem po prostu, że pułkownik coś zgubił i jest rzeczą zupełnie naturalną, iż pragnie swoją zgubę odszukać. Na myśl, że gest ten mógł mieć podłoże erotyczne, naprowadziły mnie dopiero słowa wypowiedziane przez wojskowego: „No co, malutka?"
Ach! — pomyślałem sobie — nie jest więc tak nieprzystępna, jak mi się wydawało! Odkrycie to zdawało się być potwier­dzone przez fakt, że nazajutrz widziałem ją konno w towa­rzystwie trzech poruczników. Wtedy to zakiełkowało we mnie zuchwałe pragnienie, aby okazać się mężczyzną. Przez na­stępny tydzień zbierałem się w sobie, wyczekując na chwilę odpowiednią do zuchwalstwa. Chwila taka wnet nastąpiła. Przełamawszy wszystkie opory, ukłoniłem się jej na promena­dzie i — mimo iż przerażony własną bezczelnością — powie­działem z miłym uśmiechem:
Dzień dobry!
Zaczepiona tak bezkompromisowo, skinęła głową i zmar­szczywszy wyniośle brwi, przeszła mimo.
Spłonąłem ze wstydu. Jak można było zachować się tak brutalnie? Dobrze mi więc, mnie głupiemu. Gdybyż to nie było jeszcze większą gruboskórnością, jakżeż chętnie pobiegł­bym teraz za nią i prosząc o przebaczenie starał się ją przeko­nać, że nie jestem taki nachalny, jak to — na skutek mojego brzydkiego postępku — na pewno jej się wydawało.
Na wszelki wypadek przez kilka dni nie pokazywałem się jej na oczy. Toteż wiadomości o ruchach wojsk w okolicy kojarzyłem jedynie z jakimiś ich manewrami lub czymś takim. Wychodziłem z domu tylko wieczorami, zapuszczałem się. w puste aleje, żeby tam oddawać się rojeniom i postanowie­niom. To, że widziałem ją tam, przedzierającą się przez chaszcze, było tylko dziełem przypadku. Na szczęście nie była sama. Inaczej musiałbym przezwyciężyć moje skrępowa­nie, stanąłbym wobec konieczności decydowania, żeby po­dejść i uwieść ją. Obecność szwadronu kawalerii uwalniała mnie od tego.
Kilka dni odosobnienia miało jednak ten ujemny skutek, że straciłem rozeznanie, gdzie i kiedy mógłbym ją spotkać, poza krzewami; na jakim przyjęciu, polowaniu lub uroczysto­ści poświęcenia kamienia węgielnego, a wiec w warunkach, które mi się wydawały najodpowiedniejsze dla rozwinięcia mojej uwodzicielskiej działalności.
Los jednak przyszedł mi z pomocą. W rozmowie z pew­nym znajomym cywilem padło jej imię. Okrężną drogą, udając najwyższą obojętność i chłód, dałem wyraz swojemu zainteresowaniu jej osobą. Znajomy wychylił się przez okno i gwizdnął przeciągle trzy razy. Potem odwrócił się do mnie i powiedział: „Trzymam ją na podwórzu, żeby mi nie prze­szkadzała".
Kiedy przyszła na górę, mój znajomy dokonał prezencji. Pocałowałem ją w rękę, mimo że przeszyła mnie hardym spojrzeniem i natychmiast rozwinąłem misterną koronkę dowcipu, dosypując całe naręcza point. Tymczasem ściemniło się i zagrzany własną wymową postanowiłem posunąć się da­lej niż kiedykolwiek: nieznacznie, cal po calu, wysunąłem ku niej rękę. Jakaż była moja radość, kiedy napotkana dłoń nie cofnęła się. Upojony tym pierwszym zwycięstwem mówi­łem coraz piękniej, koncentrując się w rzeczywistości na delikatnych pieszczotach dłoni. Moje upojenie byłoby nie­wątpliwie większe, gdyby nie okazało się, że dłoń, którą znalazłem tak blisko jej kibici, iż z anatomicznego punktu widzenia nie mogłem mieć wątpliwości, że jest jej dłonią, należała w istocie do mojego druha.
Później jednak nie żałowałem tego tak dalece jak w pierw­szej chwili. Bowiem kiedy w pół roku potem, podczas wspólnej akademii, ująłem jej dłoń, tym razem autentyczną, wycofała ją łagodnie, lecz stanowczo, dodając przyjacielsko, acz suro­wo, że tego się po mnie nie spodziewała. Bardzo mnie za­wstydziła.
Następnego dnia zaniosłem jej kwiaty. W ciemnym przedpo­koju potknąłem się o bęben, jaki zwykle noszą pułkowi dobo­sze i upadłem, tłukąc się boleśnie. I tak zresztą nie mogłaby mnie wtedy przyjąć, gdyż, jak mi powiedziała następnego dnia, leżała, cierpiąc na złośliwe przeziębienie.
Wreszcie, a było to już jakoś na drugą wiosnę, oświadczyła mi mimochodem, że przyjdzie do mnie o zmierzchu pożyczyć zapałki.. Przedtem spotkałem ją w sumie kilkanaście razy na rozmaitych polowaniach, przyjęciach i poświęceniach kamieni węgielnych. Postanowiłem być bezwzględnie brutalny.
Odwołała się jednak do mojego poczucia honoru i dała wyraz swojemu rozczarowaniu, że jestem jak inni mężczyźni, podczas kiedy zawsze ceniła mnie wyżej i nie chciałaby się omylić. Następnie domagała się zapałek. Ponieważ zupełnie zapomniałem o zapałkach, musiałem wyjść po nie, wrócić i pożyczyć jej. Skinęła mi głową, ze wzruszenia zasaluto­wałem, i poszła.
Nie powinienem jednak się skarżyć. Podobno wyraża się o mnie przychylnie. Mówi, że jestem bardzo subtelny."

Last edited by Puchatek; 15-07-2014 at 15:26.
Puchatek jest offline   Reply With Quote